Playa del Coco – dzień 26


Zobacz dużą mapę

Wyruszając z Isla de Ometepe mieliśmy w zasadzie ustalony następny cel podróży, którym była najpiękniejsza miejscowość nad Pacyfikiem w Nikaragui wg wielu przewodników – San Juan del Sur. Dotarliśmy tam stosunkowo szybko, około południa. Rzeczywiście, plaża ładna, zatoka urocza, miasteczko senne ale miłe z widocznymi pozostałościami architektury kolonialnej. Mając więcej niż zwykle czasu postanowiliśmy wybrać miejsce z widokiem na Pacyfik. Zajrzeliśmy do kilku hoteli, zjedliśmy lunch w restauracji na plaży i …opuściliśmy San Juan del Sur w poszukiwaniu samotnej plaży. Wpadło mi do głowy, ze ok. 20 km na południe znajduje się szeroko opisywane w przewodnikach Refugio …, rezerwat gdzie żółwie składają jaja i wylegają się ich pisklęta. 20 km trudnej szutrowej drogi wspinającej się na wzgórza i spadającej do oceanu był przeżyciem samym w sobie. Satysfakcja z wykorzystania możliwości terenowych Jeepa Rubicon, wspaniałe widoki Pacyfiku, dobrze zagospodarowane rancha, cudowne puste plaże dobrze nas nastroiły. Nawet wroga reakcja leniwej obsługi Refugio.., która nie widziała możliwości skorzystania przez nasz pojazd z namiotem na dachu campingu przeznaczonego dla namiotów rozbijanych na ziemi, nie zmieniła naszych planów. Wróciliśmy kilka kilometrów do Playa el Coco, którą podziwialiśmy z okien samochodu. W dwóch hotelach ceny były nie do zaakceptowania, choć otoczenie było wspaniałe, co tylko zwiększyło naszą determinację. Zupełnie przypadkowo spotkaliśmy Kanadyjczyka, który jest posiadaczem kawałka ziemi z dostępem do morza na Playa el Coco w najlepszej lokalizacji. Zgodził się bez wahania na wjazd na posesję i camping. Nie chciał zapłaty, dostał prezent. Nic lepszego nie mogło się nam zdarzyć.

W ciągu 15 minut namiot na dachu był gotowy do noclegu, stolik i krzesła wystawione na plaży, Marzena w Pacyfiku, a ja sączyłem coca-cole z rumem i podziwiałem zachód słońca. W zasięgu wzroku nikogo nie było. Jedynie w restauracji widziałem dwóch zblazowanych Amerykanów w średnim wieku, nieobecnych duchem, pijących kawę.  Zamówiona w pobliskiej restauracji (jedynej na Playa el Coco) wjechała na nasz stół w styropianowych pojemnikach o 19.00. szczęścia dopełniła butelka przedniego czerwonego wina z winnic Francisa Coppoli wieziona w bagażniku z USA. Restauracja oddalona o 200 m należy do kompleksu drogich apartamentów Parque Maritimo el Coco miała jeszcze jedną zaletę, przed wejściem z plaży prysznic, który dla nas był koniecznym uzupełnieniem infrastruktury socjalnej. Rano kąpiel w Pacyfiku, przy fali, która zadowoliłaby najbardziej wymagających fanów deski surfingowej. Wszystko razem niezwykłe, z pozoru przypadkowe, składa się na niezapomniane doświadczenie i przeżycie. Nie daliśmy się zniechęcić początkowym trudnościom, dążyliśmy z determinacją do tego i osiągnęliśmy cel. Pobyt w tym miejscu, do którego zamierzamy kiedyś wrócić, dopełnił pozytywnych wrażeń pobytu w Nikaragui. Cudowna natura i poczucie bezpieczeństwa większe niż w Meksyku, Gwatemali i Hondurasie sprawia, że wiele niedociągnięć infrastruktury turystycznej nie ma zasadniczego znaczenia dla mojej oceny.