Isla de Ometepe – dzień 24 i 25


Zobacz dużą mapę

Z Granady wyruszyliśmy ok 11.30 aby zdążyć na prom na wyspę Isla de Ometepe, która pretenduje do miana ósmego cudu świata. Po kilku kilometrach wróciliśmy na Panamericanę (CA2), co nie jest zupełnie ścisłe, ponieważ w Nikaragui kilka dróg z Północy na Południe pretenduje do tego miana. Nie sprawdzaliśmy rozkładu rejsów promu z San Jorge do Moyogalpa i okazało się po przybyciu, że jedno połączenie wypada z powodu awarii a następne jest dopiero o 16.30 , co dawało nam trzy godziny z okładem wolnego czasu. Zakupiliśmy bilety ( tam i z powrotem razem 51 USD za auto i nas dwoje) po czym zamiast do baru na przystani zjechałem na plażę nad jeziorem, gdzie rzędem widoczne były restauracje z widokiem na wyspę i dominujące wulkany Concepcion i Madera. Słoneczna pogoda i doskonała widoczność zachęcały by wybrać miejsce postoju z widokiem na jezioro i wyspę Isla de Ometepe. Po wykonaniu rundy i obejrzeniu wszystkich dostępnych  wybraliśmy jak zwykle restaurację, gdzie było najwięcej klientów, a i tak liczba ludzi obsługi dwukrotnie przewyższała liczbę klientów, do których zaliczyć można było czterech Amerykanów i dwóch miejscowych o podejrzanej proweniencji opróżniających butelkę rumu z trzciny cukrowej (Flor de Cana).

Nareszcie mieliśmy trochę czasu w dzień, aby móc poczytać o następnym celu podróży. Do tej pory to było możliwe jedynie w samochodzie, gdy któreś z nas pełniło rolę pasażera i akurat nie trzeba było uważać na drogę i znaki. To były rzadkie chwile, szczególnie w Gwatemali, Salwadorze i Hondurasie, gdzie oznakowanie jest podłe (zupełny brak oznaczeń odległości i miast docelowych). Jadąc Panamericana wielokrotnie gubiliśmy się w miastach i miasteczkach, a jest regułą, że wiedzie ona przez centra wielu podrzędnych miejscowości i głównych miast. Czas upłynął szybko i miło. Panorama Isla de Omatepe zaostrzała apetyt i budziła coraz większe zainteresowanie. Ja zjadłem ceviche mixto oraz tilapię, Marzena powinna była dostać doradę, ale mieliśmy wątpliwości, czy ryba na talerzu to na pewno dorada. Spoglądając na wypiętrzający się z jeziora majestatyczną sylwetkę wulkanu Concepcion, którego ostatnia erupcja w 2005 roku spowodowała w okolicy ruchy ziemi o sile 5 stopni w skali Richtera nie mogłem się oprzeć myśli, by następnego dnia wybrać się na szczyt (1610 m).

O 16.30 załadowaliśmy się na maleńki prom i po półtoragodzinnej przeprawie dobiliśmy do brzegu w Moyogalpa. Szczęśliwie na pierwszym zakręcie zobaczyliśmy Tourist Office, gdzie zasięgnęliśmy języka u przewodnika. Zamiast zostać w średnim hotelu w Moyogalpa postanowiliśmy udać się do dżungli by zamieszkać w cabanas Chaco Verde oddalonym o 13 km. Miejsce urocze, warunki dobre, cena przystępna. Oddalony o 1 km od drogi, położony nad samym jeziorem ośrodek jest uroczy. Szybki Internet i dostęp WIFI ułatwia komunikację. Piszę to siedząc w restauracji na wolnym powietrzu. Jestem sam, jest 21.45 wszyscy goście już się położyli do łóżek, obsługa tez znikła, tylko ochrona gdzieś w mroku nocy czuwa (mam nadzieję, bo samochód jest wypełniony naszym dobytkiem wyprawowym, którego nie wypakowujemy biorąc tylko ze sobą jedną dużą torbę North Face typu base camp oraz sprzęt elektroniczny, telefon Irydium, krótkofalówki, ładowarki do aparatów i kamery oraz komputer).

Marzena zdecydowała się wybrać na niższy z dwóch wulkanów – Maderas (1394 m) więc zadzwoniliśmy do spotkanego wcześniej przewodnika z prośbą by przyjechał jutro 6.30 rano z kolegą by można było rozpocząć realizacje planu wspinaczki ad hoc. Góry nie są wysokie, ale startuje się z poziomu morza więc przewyższenie jest znaczne klimat oraz stosunkowo duża stromizna dodaje trudności. Jezioro znane z atlasów geograficznych jako Nicaragua, nosi nazwę miejscową Cocibolca .

Dzień rozpoczął się nie najlepiej, śniadanie przygotowano z 30 min opóźnieniem, później straciliśmy dodatkowe 30 min wracając po zapomniany portfel. Ostatecznie ja wyruszyłem na trasę o 8.30 wybierając podejście od strony wschodniej szlakiem zaczynającym się niedaleko miejscowości Altagracia. Marzena ze swoim przewodnikiem pojechała off road w pospiechu do Finca Magdalena, gdzie zaczyna się podejście na Maderas. Pogoda była dobra na wspinaczkę, bo inaczej stromego podejścia na te wulkany nie można nazwać. Temperatura 26-30 stopni już na początku, ale brak słońca pomagał zmaganiom z góra i własna słabością. Tym nie mniej już wkrótce pot zalewał mi oczy ze zmęczenia ostrym podejściem, wilgotność łaźni parowej utrudniała dodatkowo wspinaczkę. Odpoczynek na 600m, 900m, 1200 m nie pomógł mi wcale. Im wyżej tym gorzej, pomimo, że temperatura spadała. Od 900 m npm góra była spowita mgłą tak wilgotną, że musiałem zdjąć okulary, bo nic nie widziałem. Bez okularów było lepiej, ale wcale nie dobrze, bo jestem silnym krótkowidzem. Pod wierzchołkiem wiatr zwalał z nóg, ale ostatecznie wdrapałem się wyczerpany ale szczęśliwy na brzeg krateru o 12.15. Widoczność minimalna, nie widziałem dna krateru nie mówiąc o panoramie. Żadnych zdjęć, odpoczynku, natychmiastowy odwrót. Zejście zaczęło się dobrze, ale później stało się męczarnią. W sumie 7,5 godzin na trasie. Nie mogę powiedzieć, że była to przyjemna wspinaczka, ani też że była łatwa. Zasadniczych trudności brak, ale na przemian kamieniste i błotniste podłoże oraz duże nachylenie powodują, że wejście i zejście są tak samo uciążliwe. Marzena dokonała rzeczy niemożliwej, rozpoczęła godzinę później wejście na Maderas i osiągnęła wierzchołek po 4 godzinach po czym zeszła do krateru wypełnionego wodą. W nagrodę otrzymała wspaniałe widoki i ogromna satysfakcję. Kolacje zjedliśmy w Finca Magdalena, schronisku prowadzonym przez kooperatywę, które jest godne polecenia wielu względów. Wspaniała, przyjazna atmosfera tworzona przez przybyszów z całego świata i gospodarzy odróżnia to miejsce od zwykłych hoteli. Położenie jest wspaniałe, pomimo tego, że nie ma dostępu do jeziora. Pobyt na Isla de Ometepe wspaniały, jezioro imponujące wulkany majestatyczne i zupełnie wyjątkowe. Z pewnością to jedna z największych atrakcji turystycznych i jeden z najważniejszych celów dla aktywnych turystów poszukujących przygód i kontaktu z naturą.