Przełom roku 2004 i 2005 spędziliśmy rodzinnie na Galapagos. To bez wątpienia była podróż życia. 8 stycznia wylądowaliśmy w Quito, skąd moja żona Marzena wraz z naszym synem Filipem miała pojechać na pięć dni do dżungli amazońskiej, a ja w tym czasie, po krótkiej aklimatyzacji, planowałem wejście na Cotopaxi.
Cotopaxi (5,897 m), to jeden z najbardziej znanych i najwyższych aktywnych wulkanów na świecie. Znajduje się około 50 kilometrów na południe od Quito, stolicy Ekwadoru, w parku narodowym o tej samej nazwie – Parque Nacional Cotopaxi. Wulkan jest częścią łańcucha Andów i leży na obszarze zwanym „Avenida de los Volcanes” (Aleja Wulkanów), gdzie znajdują się liczne inne wulkany, takie jak Chimborazo (6263,47 m), Rumiñahui (4,721 m), Sincholagua (4,899 m), Antisana (5,758 m), Pasochoa (4,200) m, Antisana, Illiniza Norte (5,126 m) i Illiniza Sur (5,263 m). Cotopaxi, położony w centralnej części Ekwadoru, jest drugim najwyższym szczytem tego kraju, wznosząc się na wysokość 5,897 metrów nad poziomem morza. Cotopaxi to jeden z najbardziej charakterystycznych punktów krajobrazu Andów. Krater Cotopaxi ma 700 m średnicy ze wschodu na zachód, ok. 500 m z północy na południe oraz głębokość ponad 360 m. W roku 1872 został po raz pierwszy zdobyty. Dokonali tego A. M. Escobar i W. Reiss. W roku 1972 alpiniści z Polski i Czechosłowacji zeszli po raz pierwszy na dno krateru, blisko 350 m poniżej szczytu.
Wulkan posiada lodowiec, który zaczyna się na wysokości około 5,000 metrów. Lodowiec ten jest jednym z najłatwiej dostępnych na świecie na tak dużej wysokości, co czyni Cotopaxi popularnym celem dla wspinaczy, zarówno doświadczonych, jak i mniej zaawansowanych. Jednak zmiany klimatyczne i aktywność wulkaniczna wpływają na szybkie topnienie lodowca. Cotopaxi jest uważany za świętą górę przez lokalne społeczności rdzennych mieszkańców Ekwadoru. W mitologii Kichwa Cotopaxi jest postrzegany jako źródło życia, ale także jako gniewny bóg, który może przynieść zniszczenie poprzez swoje erupcje. Wulkan ten jest często uznawany za jeden z najbardziej symetrycznych na świecie, co czyni go popularnym obiektem dla fotografów i artystów.
Na miejscu, w Quito, okazało się, że wyjazd do dżungli amazońskiej opóźni się o trzy dni, więc zdecydowaliśmy się wspólnie wybrać do Otavalo, Parque Nacional Cotopaxi i zobaczyć jezioro Quilotoa. Skontaktowałem się z przewodnikiem Fabianem Ledesmą, który został polecony przez naszych znajomych, i on zgodził się towarzyszyć nam przez trzy dni, będąc jednocześnie kierowcą wysłużonego Mitsubishi Montero.
Pierwszym celem naszej podróży był zachwalany we wszystkich przewodnikach Otavalo Market, znany również jako Plaza de los Ponchos. To jeden z najbardziej znanych i największych rynków rękodzieła w Ameryce Południowej. Znajduje się w mieście Otavalo, około 100 kilometrów na północ od Quito, w prowincji Imbabura. Główna część rynku mieści się na Plaza de los Ponchos, ale w dni największej aktywności handlowej, market rozciąga się na wiele pobliskich ulic i placów. Otavalo słynie z produkcji wysokiej jakości tekstyliów, takich jak wełniane poncza, szale, dywany, koce i swetry, często ozdobione tradycyjnymi wzorami i motywami andyjskimi. Można tam znaleźć także drewniane rzeźby, biżuterię z koralików, ceramikę, maski i inne rękodzieła, a także tradycyjne andyjskie instrumenty muzyczne, takie jak fletnie pana (zamponas), quenas i bębny, które są ważnym elementem lokalnej muzyki. Marzena i ja zakupiliśmy niebieskie, grube, wełniane poncha, które naprawdę nam się spodobały.
Tego samego dnia wieczorem dotarliśmy, jadąc w większości drogą Carretera Panamericana, do Hacienda El Porvenir, która znajduje się na wysokości około 3,600 metrów nad poziomem morza, w samym sercu Andów Ekwadorskich, tuż przed wjazdem do Parque Nacional Cotopaxi. Rano mogliśmy podziwiać spektakularne widoki na otaczający płaskowyż (Altiplano) i kilka imponujących wulkanów: Cotopaxi, Rumiñahui, Sincholagua, Antisana, Pasochoa, Illiniza Norte i Illiniza Sur. Następnie w pośpiechu udaliśmy się do Refugio José Rivas, często nazywanego po prostu Refugio Cotopaxi, które znajduje się na wysokości około 4,864 metrów nad poziomem morza, co czyni je jednym z najwyżej położonych schronisk w Ekwadorze. Do schroniska docieramy pieszo po około 45-minutowym podejściu od parkingu, który znajduje się na wysokości około 4,600 metrów. Wypiliśmy kawę i herbatę, a następnie udaliśmy się na spacer do podnóża lodowca. Zamierzałem wrócić tutaj za kilka dni, więc przyglądałem się uważnie infrastrukturze i otoczeniu. Wysokość dawała się nam we znaki, więc z ulgą wsiedliśmy do samochodu i na wieczór dotarliśmy do miejscowości Tigua, gdzie zostaliśmy na nocleg w Posada de Tigua. Przed 22:00 położyliśmy się do łóżek. Rano zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w dalszą drogę, aby po dwóch godzinach dotrzeć do Quilotoa. Na miejscu powitał nas bajkowy widok. Quilotoa to niesamowity wulkaniczny krater położony na wysokości około 3,914 metrów nad poziomem morza, w którego środku znajduje się jezioro o średnicy około 3 kilometrów i głębokości około 250 metrów. Woda w jeziorze ma intensywnie turkusowy kolor, który zmienia się w zależności od pory dnia, pogody i kątów padania światła. Kolor ten wynika z obecności rozpuszczonych minerałów i wodorotlenków w wodzie. Filip nie oparł się kąpieli w lodowato zimnej wodzie tego niezwykłego jeziora.
Do Quito dotarliśmy o 20:00. Następnego dnia rano Marzena miała wylot do Amazonii, a ja z Fabianem ruszyłem samochodem do Chaupi, gdzie na parkingu zostawiliśmy samochód, by w ciągu niecałych sześciu godzin podejść 1400 metrów różnicy wysokości do schroniska Refugio Nuevos Horizontes (4,700 m). Schronisko Nuevos Horizontes to prosty, niewielki budynek, oferujący miejsca do spania w formie łóżek piętrowych z materacami. Pościel zazwyczaj nie jest dostępna, dlatego przyniosłem własny śpiwór, zwłaszcza, że zakładałem spadek temperatury w nocy wewnątrz schroniska poniżej zera. Cały ekwipunek wspinaczkowy i plecak 30 l zabrałem z Polski w oddzielnej torbie podróżnej. Zjedliśmy kolację z własnych zapasów i poszliśmy spać, bo wyjście na szczyt planowaliśmy przed świtem, o 4:30.
Początkowy odcinek trasy prowadził po stromym zboczu, pokrytym żwirem i piargami. Podejście było dość męczące, szliśmy wolno i często odpoczywaliśmy. W dalszej części trasa stawała się bardziej techniczna, trzeba było pokonać odcinki skalne, gdzie często potrzebne było użycie rąk do stabilizacji. Jednym z bardziej wymagających miejsc była skalna sekcja znana jako „La Roca”. Po przejściu skalnych odcinków w ciągu 2,5 godziny, trasa stawała się nieco łagodniejsza, prowadząc przez grzbiet aż na szczyt. Grzbiet był dość wąski, co sprawiało, że trzeba było uważać na wiatr. Po 3,5 godzinach wspinaczki osiągnęliśmy wierzchołek Illiniza Norte (5,126 m). Po dotarciu na szczyt podziwiałem panoramiczne widoki na okoliczne góry, w tym na Illiniza Sur, Cotopaxi i Cayambe. Miałem szczęście, bo pogoda była sprzyjająca i widać było także oddalony o ponad 100 km najwyższy szczyt Ekwadoru, Chimborazo.
Wejście na Illiniza Norte traktowałem jako aklimatyzację przed głównym celem, jakim było Cotopaxi, wulkan widoczny z Quito, przepiękny w swoim kształcie, działający na wyobraźnię. W pogodne dni można podziwiać Cotopaxi jako imponujący, śnieżno-lodowy szczyt. Ponieważ Quito leży na wysokości około 2,850 metrów nad poziomem morza, różnica wysokości w porównaniu do Cotopaxi, który ma 5,897 metrów, sprawia, że wulkan jest łatwo zauważalny.
Na wejście na Cotopaxi miałem cztery dni, aż do powrotu Marzeny i Filipa z dżungli, więc zdecydowałem się na krótki odpoczynek w TamboPaxi Lodge, które odwiedziliśmy na kawę jadąc do Refugio José Rivas z Marzeną i Filipem kilka dni wcześniej. Hotel-schronisko znajduje się na Altiplano na wysokości około 3,750 metrów nad poziomem morza, w pobliżu granicy Parku Narodowego Cotopaxi. Jest położone na wschód od wulkanu Cotopaxi, w malowniczej dolinie otoczonej wysokimi szczytami Andów. Schronisko oferuje spektakularny widok na wulkan Cotopaxi, który jest jednym z najważniejszych punktów widokowych z TamboPaxi. Wulkan dominuje w krajobrazie swoją imponującą sylwetką, jest widoczny bezpośrednio na zachód od schroniska, a o poranku i wieczorem światło słoneczne tworzy niesamowite efekty świetlne na jego zboczach. Po zejściu z Illiniza Norte, Fabian odwiózł mnie samochodem do TamboPaxi, oddalonego o 45 km od parkingu w Chaupi. Ustaliłem z nim, że pozostanę tutaj dwie noce, a następnie sam pojadę do schroniska Refugio José Rivas, gdzie spędzę kilka godzin, aby zaraz po północy wyjść na szczyt.
Pobyt w TamboPaxi był zachwycający. Położenie tego hotelu jest naprawdę wyjątkowe, a przez to, że obiekt jest relatywnie mały, panuje tutaj intymna atmosfera. Widoki są zachwycające, a jedzenie doskonałe. Do Refugio José Rivas dotarłem późnym popołudniem, wykupiłem nocleg, chociaż zamierzałem wyjść na szczyt zaraz po północy. Zakładałem, że łóżko w wieloosobowym pokoju pozwoli mi na krótki odpoczynek przed wyjściem, a co ważniejsze, także po zejściu ze szczytu. Fabian miał mnie odebrać z parkingu poniżej schroniska w południe. Refugio Cotopaxi to schronisko górskie położone na zboczach wulkanu Cotopaxi, na wysokości około 4,864 metrów nad poziomem morza. Jego wysokość i położenie sprawiają, że jest idealnym miejscem na aklimatyzację i punktem wyjściowym do ataku na szczyt.
Zdecydowałem się wspinać bez przewodnika, zakładając, że każdego dnia wiele osób wychodzi ze schroniska w kierunku szczytu i będę mógł podążać za nimi bez obawy, że się zgubię. Przed północą wiele osób zaczęło się przygotowywać do wyjścia. Patrząc na wyposażenie i ekwipunek wspinaczy, miałem wrażenie, że ich doświadczenie i przygotowanie do tej dość wymagającej wspinaczki jest bardzo zróżnicowane. Dołączyłem zatem do grupy, która wydawała mi się najbardziej profesjonalna i ruszyłem za nimi zaraz po północy.
Po godzinie marszu skalistą i żwirową ścieżką, na początku lodowca założyłem raki i uprząż, wtedy rozpoczęła się właściwa wspinaczka w górę. Lodowiec Cotopaxi, który zaczyna się na wysokości około 5,000 metrów, charakteryzuje się stromymi odcinkami, szczelinami lodowymi i serakami, które trzeba ostrożnie pokonywać. Ostatnie kilkaset metrów do szczytu jest bardzo stromych i wymaga użycia czekanów oraz techniki lodowej. To najbardziej wyczerpujący odcinek wspinaczki, zwłaszcza ze względu na wysokość i zmęczenie.
Na kilkadziesiąt metrów przed wierzchołkiem, kiedy wszyscy byli już wyczerpani, ktoś zaintonował znaną piosenkę z nieco zmienionym tekstem „Vamos a la Playa (cumbre!)”. Pomogło, ostatnie 20 minut wspinałem się z poczuciem spełnienia. Po dotarciu na szczyt (5,897 m) zorientowałem się, że słońce już wzeszło, a widok wynagrodził cały trud wspinaczki. Pogoda dopisała, zobaczyłem andyjskie wulkany, takie jak Antisana, Cayambe, Illiniza oraz Chimborazo, a w oddali Quito. Po krótkim odpoczynku zacząłem schodzić. Powrót do schroniska zajął mi około 2,5 godziny. Trasa powrotna była równie wymagająca jak podejście, zwłaszcza że lód stawał się coraz bardziej miękki w ciągu dnia.
W południe Fabian odebrał mnie z parkingu poniżej Refugio José Rivas i odwiózł do hotelu w Quito. Następnego dnia dołączyła Marzena z Filipem, zjedliśmy uroczystą kolację i o poranku udaliśmy się na lotnisko w podróż powrotną do Polski.