Dzień 1-4. Ridgefield – Chattanooga – Lafayette- San Antonio. 

Po upływie tygodnia od przybycia do USA, wreszcie wyruszyliśmy w drogę 4 stycznia 2009 roku. Pierwotny plan zakładał wylot z Polski 29 grudnia 2008, odbiór samochodu 30 grudnia 2008 i start w Sylwestra, by Nowy Rok spędzić w Nashville. 

Wybrałem na tę wyprawę Jeepa – samochód marzeń mojej młodości w wersji  Jeep Rubicon 3,7l V6, który wydaje się być idealnym środkiem transportu na wyprawę Carretera Panamericana ze względu na swoje wszechstronne możliwości terenowe oraz komfort podróży na długich dystansach. Zakładamy, że jego wytrzymałość i niezawodność sprawią, że każda przeszkoda będzie możliwa do pokonania, a nowoczesne wyposażenie zapewni komfort i bezpieczeństwo w trakcie całej wyprawy. Auto miało zostać poddane przebudowie, zmienione zderzaki, zamontowana wyciągarka i namiot na dachu a do tego uchwyt na dwa rowery.

Jeep Rubicon Wrangler Unlimited Rubicon specjalnie przygotowany na wyprawę w warsztacie E. Muellera w Peekskill

Maggiolina Extreme od Autohome to namiot dachowy, który sprawdził się w najbardziej ekstremalnych warunkach terenowych i klimatycznych. Namiot jest idealny do używania na szlakach off-road, gdzie potrzebna jest wytrzymałość i stabilność. Jego solidna konstrukcja pozwala bardzo szybkie postawienie konstrukcji (3 min) i komfortowy nocleg w każdym miejscu gdzie może stanąć bezpiecznie auto . Jak się okazało, nawet Szwajcarzy zawodzą. Ernst Mueller, właściciel firmy TransAtlantic RV Rent, specjalizującej się głównie w wynajmie samochodów, przyczep i RV na dłuższe okresy dla Europejczyków podróżujących po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, starał się jak mógł, ale amerykański bezwład końca roku kalendarzowego wziął nad nim górę. Maggiolina Extreme – namiot montowany na dachu, dotarł UPS-em z pięciodniowym opóźnieniem, procedura przewłaszczenia samochodu Jeep Wrangler Unlimited Rubicon trwała dłużej niż zwykle, wreszcie przesyłka tablic rejestracyjnych z Florydy, wysłanych Fedex-em, szukała swego adresata trzy dni. Zdeterminowani, wyruszyliśmy rano 4 stycznia bez tablic, licząc, że odbierzemy je, wysłane przesyłką Overnight Express US Postal Service,  w Urzędzie Pocztowym na poste restante w Houston. Przepisy w USA mówią, że mając dokument rejestracji auta, przez 30 dni można poruszać się na tymczasowych tablicach rejestracyjnych, które można zrobić sobie samemu (wydrukować i pozostawić w widocznym miejscu w samochodzie).

Tablice rejestracyjne zainstalowano dopiero w Houston

Ogromną, nie do przecenienia, merytoryczną pomoc w całym okresie przygotowań do wyprawy, podtrzymując nas na duchu w trudnych momentach, świadczyli nam Basia i Edek, znajomi z okresu studiów, którzy wyemigrowali najpierw do Kanady, a później do USA. Edek zrobił spektakularną karierę w Kanadzie i kontynuował ją w USA. Dziś mieszkają w Ridgefield, miasteczku powstałym przed stu laty jako miejscowość weekendowa bankierów z Wall Street, gdzie w pobliżu, w pięknej posiadłości J.P. Morgana, przekształconej we francuską restaurację, można zjeść dzisiaj niezłą kolację.

O 7:00 rano ruszyliśmy. Naszym zamiarem było dotrzeć do granicy z Meksykiem w ciągu trzech dni. Po drodze musieliśmy jednak odebrać tablice rejestracyjne w urzędzie pocztowym w Houston na poste restante. Pierwszy dzień upłynął bez większych problemów. Wysoki poziom adrenaliny i entuzjazm pozwolił nam przejechać kawał drogi, bo aż 1500 km. Zatrzymaliśmy się na nocleg w Chattanooga, znanej z tytułu piosenki „Chattanooga Choo Choo”. Podróż samochodem w Stanach Zjednoczonych to łatwizna. Drogi doskonałe, aż do znudzenia równe i proste, infrastruktura stworzona na potrzeby społeczeństwa i cywilizacji „on the wheel”, nie wyrafinowana, ale do bólu praktyczna, przeto przebyte mile zwiększały się szybko.

Pierwszy dzień podróży to poznawanie auta i wsłuchiwanie się w każdy podejrzany odgłos dodatkowo zamontowanych konstrukcji. Namiot na dachu to swego rodzaju eksperyment – Maggiolina Extreme wymaga mocowania na stabilnym twardym dachu, nasz Wrangler jest co prawda wyposażony w hard top, ale to tylko plastikowy, demontowany w kilka minut dach. Konstrukcja i namiot ważą ponad 75 kg. Montaż został wykonany na bagażniku THULE, które w standardzie nie jest dostosowane do Wranglera. Aluminiowe listwy wzmacniają dach i do nich przykręcone zostały poprzeczki THULE. Początkowo nie przekraczałem prędkości 60 mil/h, ale po kilku godzinach przyzwyczailiśmy się do jęków stelażu i prędkość podróżna podniosła się do 75 mil/h. Sobota bez ciężarówek, podobnie jak niedziela, pomogły nam połknąć szmat drogi. Szczęśliwi zasnęliśmy kilka minut po godz. 1:00 w nocy, by obudzić się o 6:00 rano.

Bez śniadania, marząc o mocnej kawie ze Starbucksa i muffinie lub croissancie, wyjechaliśmy po zatankowaniu auta. Galon za 2 dolary to dwa razy taniej niż w Polsce i wtedy pragnienie Rubiego nie jest dotkliwe, nawet gdy wzrasta do 18-20 l/100 km przy prędkości 140 km/h. Liczba kawiarni sieci Starbucks w Stanach Zjednoczonych przekroczyła już liczbę „restauracji” McDonald’s, ale na trasie, w przydrożnych Food Center towarzyszących stacjom benzynowym są nadal rzadkością. Starbucks dokonał kilkanaście lat temu rewolucji w kulturze picia kawy w USA, wprowadzając na rynek espresso, latte, cappuccino i macchiato, ale w dalszym ciągu ogranicza się to do dużych miast. Być może dlatego, że za kawę w Starbucks trzeba zapłacić od 2,50 do 3,80 dolara, a gdzie indziej są to grosze albo otrzymuje się ją za darmo jako dodatek do posiłku. Tyle, że to woda zabarwiona na brązowo, a nie kawa. Ostatecznie, gdy wypatrzyliśmy już oczy bez skutku, a trzeba było zatankować paliwo, zjedliśmy sałatki w McDonald’s jako śniadanie/lunch. W zamian za to postanowiliśmy wieczorem zjeść dobrą kolację w Lafayette (Luizjana), mając nadzieję potwierdzić zalety połączenia smaków karaibskich i francuskich.

Dojeżdżając do celu, zatrudniłem GPS do wyszukania Wal-Mart Supercenter, gdzie zgodnie z planem zrobiliśmy część zakupów uzupełniających. Z Polski zabraliśmy niewiele bagażu, zakładając, że na długą podróż wiele rzeczy kupimy korzystnie w USA. Trzeba sobie wyobrazić, że musimy być przygotowani na zimę w USA, chłodne noce na dużych wysokościach (2600-3500 m) w Meksyku, Ekwadorze i Peru, jak również gorąco tropików w Panamie, Ekwadorze, Kolumbii i Boliwii. Poza tym ja miałem zamiar wejść na kilka wulkanów i pięknych gór mijanych po drodze. Dlatego w bagażu znalazł się sprzęt wspinaczkowy z rakami włącznie.

Wal-Mart to mój ulubiony supermarket w Stanach, być może dlatego, że zaczerpnąłem wiele z jego filozofii działania tworząc mBank. Główne przesłanie, zawsze najlepsze ceny, bazuje na doskonałości operacyjnej, niedoścignionej dla konkurencji. W Wal-Mart można kupić zaledwie kilka towarów w każdej kategorii, ale za to w dobrej jakości. Z reguły jest to towar produkowany wyłącznie dla Wal-Mart pod jego marką i odpowiadający mu towar znanej powszechnie marki i dobrej jakości. Nie ma dziesiątków marek soków pomarańczowych, wód mineralnych itp., ale dwie, trzy, za to dobrej jakości i najlepszej cenie na rynku. Wal-Mart ma szeroki wybór sprzętu campingowego, narzędzi, artykułów motoryzacyjnych, które nas interesowały. Nie zawiodłem się – potrzebne rzeczy kupiliśmy bez problemów, włącznie z rowerami (Marzena wypatrzyła nawet markowy rower górski JEEP w doskonałej cenie).

Resztę zakupów zrobiliśmy w REI (http://www.rei.com/) w Houston, moim zdaniem najlepszym sieciowym specjalistycznym sklepie outdoorowym w USA. Ostatecznie, po północy 7 stycznia, dotarliśmy do San Antonio gotowi do przekroczenia granicy. Nie było czasu na poszukiwania hotelu, więc GPS namierzył Holiday Inn Express według kryterium centrum, który w rzeczywistości okazał się Hotelem Mimosa . Hotel był częściowo w remoncie, jak się później okazało, realizowanym przez firmę należącą do Polaka od 20 lat przebywającego w USA, który miał podwyższyć jego kategorię. Po krótkiej rozmowie dostaliśmy special price offer i wyremontowany apartament za 90 dolarów, wart w normalnych warunkach pewnie trzy razy tyle.

Ostateczne pakowanie na parkingu w San Antonio.

Nazajutrz segregacja bagażu i pakowanie samochodu na długą podróż, co nie było bynajmniej łatwe, bo wybieramy się na wyprawę, która ma trwać trzy miesiące. Wieczorem uroczysta kolacja w The Fig Tree Restaurant (http://www.figtreerestaurant.com/) – doskonały amerykański steak i niezłe kalifornijskie wino. Pod naciskiem uwag mieszkańców nie zaryzykowaliśmy powrotu na piechotę. Jutro rano, przekraczając granicę z Meksykiem, wjedziemy na właściwą Panamericanę, rozpoczynając tym samym wyprawę Carretera Panamericana Expedicion 2009.

Dzień 5: Monterrey

Carretera Panamericana zaczyna się od przejścia granicznego USA-Meksyk w Laredo/Nuevo Laredo. Autostradą nr 35 z San Antonio to dwie godziny drogi. Przewodniki turystyczne i blogi internetowe ostrzegają przed uciążliwą procedurą odprawy granicznej i celnej, a także przed długimi kolejkami na granicy. Pomny tych ostrzeżeń, zareagowałem natychmiast na znak kierujący na nowe przejście graniczne Columbia Friendship Bridge, omijające Laredo, do którego prowadzi droga nr 255.

Decyzja okazała się trafna, odprawa trwała krótko, a byliśmy jednymi z nielicznych przekraczających granicę, co mnie zdziwiło. Formalności po stronie amerykańskiej były jak zwykle minimalne. Do tego kraju trudno wjechać – wymagania wizowe są poważnym utrudnieniem, a procedura odprawy poraża skrupulatnością – ale wyjechać można łatwo, czasem nawet bez sprawdzania paszportów. Po stronie meksykańskiej formalności związane z odprawą czasową samochodu i wykupieniem ubezpieczenia trwały nieco ponad godzinę, co jest krótkim czasem jak na standardy latynoskie. Zadowoleni z takiego obrotu spraw, podnieceni, że Panamericana Expedicion się zaczyna, zatrzymaliśmy się na pierwszej dużej stacji benzynowej, by kupić wodę, niepomni ostrzeżeń, że nie należy się zatrzymywać w promieniu 100 km od granicy z USA. Poza wodą kupiliśmy kanapki, wszystko trwało 10 minut. Samochód był zaparkowany przed barem, doskonale widoczny przez szybę. Po wyjściu z przerażeniem zobaczyłem zdewastowany dach namiotu Maggiolina. Złodzieje liczyli na łatwy łup, ponieważ wydawało się, że bagażnik jest niezabezpieczony, zamknięty na zwykłe klamry. Nie wiedzieli, że to namiot otwierany na korbę. Próbowali szybko otworzyć pokrywę, podważając dach namiotu, który jest zbudowany z włókna szklanego, a brzegi wzmocnione aluminiową blachą. Mieliśmy sporo szczęścia – uszkodzenia nie były poważne, dach dał się zamknąć, choć z trudnością. Ruszyliśmy z kopyta i bez zatrzymywania się dojechaliśmy do Monterrey, gdzie miałem upatrzony Hotel Ancira, który jest symbolem przeszłej zamożności i znaczenia tego miasta.

Hotel Ancira, Monterrey.

Hotel Ancira, otwarty w 1912 roku, jest jednym z najbardziej znanych i historycznych hoteli w Monterrey, Meksyk. Znajduje się w centrum miasta i jest uważany za ikonę luksusu oraz elegancji. Hotel wyróżnia się wspaniałą architekturą w stylu francuskim z początku XX wieku, z eleganckimi wnętrzami, które odzwierciedlają splendor epoki. Od ponad stu lat gościł liczne ważne postacie, wydarzenia i celebrytów, odgrywając kluczową rolę w historii i kulturze Monterrey. Pancho Villa, jeden z najbardziej znanych meksykańskich rewolucjonistów, wjechał do monumentalnej hali recepcyjnej tego hotelu konno i pozostał tam kilka dni. Hotel nieco podupadł od czasów świetności, ale jego położenie nadal jest najlepsze w mieście, bo znajduje się w centrum historycznym.

Monterrey zostało założone w 1596 roku przez hiszpańskiego osadnika Diego de Montemayora. W XIX wieku miasto stało się centrum przemysłowym dzięki rozwojowi przemysłu stalowego i cementowego. W XX wieku Monterrey doświadczyło szybkiej urbanizacji i industrializacji, stając się jednym z najważniejszych miast Meksyku.

Obecnie Monterrey jest jednym z najbogatszych miast Meksyku, znanym jako centrum przemysłowe i finansowe. Siedziby mają tu liczne międzynarodowe korporacje. Miasto jest siedzibą prestiżowych uczelni, takich jak Tecnológico de Monterrey, przyciągających studentów z całego świata. Monterrey w dalszym ciągu jest najważniejszym ośrodkiem przemysłowym Meksyku, skąd pochodzi prawie połowa eksportu. Bliskość Stanów Zjednoczonych sprawia, że NAFTA w większym stopniu niż gdzie indziej pracuje na korzyść tego miasta i regionu.

Monterrey, pomnik Pancho Vila

Nazajutrz wczesnym rankiem spacer po starym mieście, zwiedzanie zabytkowej katedry i natychmiastowy wyjazd, ponieważ zamierzaliśmy przejechać prawie tysiąc kilometrów i zatrzymać się na nocleg w Teotihuacan, który był naszym pierwszym wielkim zabytkiem na trasie. Na początek popełniliśmy błąd – GPS Garmin NUVI 550 i nowa mapa Meksyku z 2008 roku wyprowadziły nas na autostradę MEX57. Zorientowaliśmy się, że to nie Panamericana, dopiero po przejechaniu około 30 km. Po dłuższej dyskusji i rozważeniu wielu za i przeciw, pozostaliśmy na drodze wiodącej przez San Luis Potosi i Queretaro, głównie ze względu na jakość tej drogi, która jest w większości czteropasmową autostradą, podczas gdy MEX85 to głównie dwupasmowa droga.

Do Meksyku dotarliśmy już wieczorem i wtedy okazało się, że GPS Mapa Meksyk 2008 to wersja beta z wieloma błędami. Zamiast jechać obwodnicą w kierunku Teotihuacan, wjechaliśmy do miasta i zaczęły się problemy. Kierując się radami miejscowych, zawróciliśmy w kierunku obwodnicy i znaleźliśmy się w korku aut wyjeżdżających z Meksyku w piątek wieczorem. Zmęczony, zagapiłem się i już widziałem oczyma wyobraźni Rubiego wjeżdżającego w tył jakiegoś zdezelowanego garbusa VW. Wykonałem gwałtowny ruch kierownicą i znalazłem się na prawym pasie. Nie wiem, jak to mogło się stać, że wjechałem w lukę, której nie widziałem. Skręt był odruchem obronnym przed kolizją, gdy rozpędzony nie mogłem wyhamować. Byłem bliski zakończenia wyprawy w pierwszym pełnym dniu pobytu w Meksyku. Bóg czuwał nade mną. Pomyślałem, że chce, abyśmy dojechali do końca. Nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. Spięty do granic wytrzymałości, doprowadziłem samochód szczęśliwie do hostalu Posada Sol y Luna w Teotihuacan.

Posada Sol y Luna w Teotihuacan

Dzień 6. Teotihuacán 

Posada Sol i Luna to miejsce z charakterem, klimatem. Dotarliśmy tutaj po wyczerpującej podróży i przygodzie z policją, która próbowała wymusić łapówkę szantażując aresztem naszych paszportów. Na szczęście twarda postawa Marzeny, która na oczach policjantów próbowała się skontaktować przez nasz telefon satelitarny z Angeles Verdes, organizacją, której głównym celem jest ochrona turystów przed wszelkimi formami nadużyć ze strony policjantów i wsparcie w nagłych wypadkach, natychmiast skutkowała odstąpieniem policjantów od wszelkich czynności procesowych……

Prekolumbijska Historia Meksyku

Prekolumbijska historia Meksyku to nie tylko powszechnie znane kultury Azteków i Majów, ale również wiele innych ludów, które często pozostawały we wzajemnych kontaktach, korzystając z doświadczeń, wiedzy i zdobyczy naukowych swoich sąsiadów, partnerów handlowych, podbitych ludów i poprzedników. Od Olmeków nad Zatoką Meksykańską, przez Zapoteków i Mixteków, zajmujących tereny w rejonie dzisiejszej Oaxaki, po cywilizację Teotihuacanu, która rozwinęła się na północ od dzisiejszego miasta Meksyk, prekolumbijskie Meksyk był niezwykle zróżnicowanym regionem kulturowym.

Olmekowie

Olmekowie, znani jako pierwsza zaawansowana cywilizacja Mezoameryki, zamieszkiwali nad Zatoką Meksykańską około 1200-400 p.n.e. Byli pionierami w wielu dziedzinach, takich jak rzeźba monumentalna (słynne olbrzymie głowy z kamienia), architektura i rozwój piśmiennictwa. Ich wpływy sięgały daleko poza ich rdzenne tereny, inspirując późniejsze kultury w regionie.

Zapotekowie

Zapotekowie zamieszkiwali region Oaxaki od około 500 p.n.e. do 800 n.e. Ich głównym ośrodkiem była Monte Albán, imponujące miasto zbudowane na wzgórzu. Zapotekowie byli znani z zaawansowanych systemów pisma i kalendarza, a także z rozwoju architektury i urbanistyki.

Mixtekowie

Mixtekowie, również zamieszkujący region Oaxaki, osiągnęli szczyt swojego rozwoju w okresie postklasycznym (900-1521 n.e.). Byli mistrzami w złotnictwie i rzemiośle, a ich kodiksy (ilustrowane manuskrypty) są ważnym źródłem informacji o historii i mitologii tego ludu.

Cywilizacja Teotihuacanu

Teotihuacán, jedno z największych miast prekolumbijskich, rozwinęło się na północ od dzisiejszego miasta Meksyk i osiągnęło swoje apogeum między III a VI wiekiem n.e. Miasto było centrum religijnym, handlowym i politycznym, a jego wpływy rozciągały się na całą Mezoamerykę. Charakterystyczne dla Teotihuacánu są monumentalne piramidy, takie jak Piramida Słońca i Piramida Księżyca, a także świątynia Quetzalcoatla z imponującymi reliefami.

Wzajemne Wpływy i Współpraca

Wszystkie te kultury nie żyły w izolacji. Często współpracowały ze sobą, handlowały i wymieniały się wiedzą oraz technologiami. Na przykład, sieci handlowe rozciągały się na całą Mezoamerykę, umożliwiając wymianę towarów, takich jak obsydian, jadeit, kakao i tkaniny. Wiedza o astronomii, matematyce i rolnictwie była dzielona i rozwijana przez kolejne pokolenia.

Prekolumbijska historia Meksyku to mozaika różnorodnych kultur i cywilizacji, które razem stworzyły bogaty i złożony krajobraz kulturowy. Każda z tych cywilizacji wnosiła swoje unikalne osiągnięcia i wkład do wspólnego dziedzictwa regionu, który do dziś fascynuje badaczy i turystów z całego świata.

Historia Teotihuacánu

Teotihuacán, znany jako „Miejsce, gdzie ludzie stają się bogami”, to jedno z najważniejszych i najbardziej tajemniczych starożytnych miast w Ameryce Środkowej. Jego historia zaczyna się około 200 roku p.n.e., kiedy to osada zaczęła się rozwijać. Apogeum swojej świetności osiągnęło między III a VI wiekiem n.e., kiedy to stało się największym miastem prekolumbijskim na kontynencie amerykańskim, zamieszkanym przez ponad 100 tysięcy ludzi.

Wczesna Historia

Pierwsze osady w rejonie Teotihuacánu pojawiły się już w okresie przedklasycznym (około 2000-100 p.n.e.). Jednak miasto zaczęło się dynamicznie rozwijać dopiero około 100 roku n.e., kiedy to powstały pierwsze monumentalne budowle, takie jak Piramida Słońca. To okres, kiedy Teotihuacán zaczyna nabierać znaczenia jako centrum religijne, kulturowe i handlowe.

Okres Klasyczny (200-600 n.e.)

Teotihuacán osiągnął swój szczyt w okresie klasycznym, stając się największym miastem obu Ameryk. W tym czasie miasto było centrum religijnym, politycznym i handlowym, a jego wpływy sięgały daleko poza granice Doliny Meksyku. Było to także centrum artystyczne, znane z produkcji ceramiki, rzeźb i fresków.

W tym okresie powstały najbardziej znane budowle Teotihuacánu:

  • Piramida Słońca: Największa piramida w Teotihuacánu, mierząca około 65 metrów wysokości, zbudowana około 100 roku n.e.
  • Piramida Księżyca: Druga co do wielkości piramida, położona na północnym końcu Avenida de los Muertos.
  • Świątynia Quetzalcoatla (Świątynia Pierzastego Węża): Znana z imponujących rzeźb i reliefów przedstawiających pierzaste węże.
Teotihuacan – Piramida Slonca
Teotihuacan – Piramida Slonca (w oddali) widziana z wierzcholka Piramidy Ksiezyca

Okres Późnoklasyczny i Upadek (600-750 n.e.)

W okresie późnoklasycznym Teotihuacán zaczął tracić na znaczeniu. Przyczyny upadku miasta nie są do końca znane i stanowią przedmiot wielu spekulacji i badań. Wśród możliwych przyczyn wymienia się:

  1. Przeludnienie i Problemy Związane z Zaopatrzeniem: Szybki wzrost populacji mógł spowodować trudności z zaopatrzeniem w żywność i inne niezbędne zasoby, co mogło prowadzić do wewnętrznych konfliktów i destabilizacji.
  2. Zmiany Klimatyczne i Susze: Niektóre badania sugerują, że zmiany klimatyczne mogły doprowadzić do suszy, która z kolei wpłynęła na zdolność miasta do produkcji żywności.
  3. Wewnętrzne Konflikty i Bunt: Archeologiczne dowody na pożary i zniszczenia w centralnej części miasta sugerują, że Teotihuacán mógł paść ofiarą wewnętrznych konfliktów i buntów.
  4. Inwazje Zewnętrzne: Istnieją hipotezy, że miasto mogło zostać zaatakowane przez konkurencyjne grupy z zewnątrz, takie jak Toltekowie.

Ciekawe Hipotezy

  1. Rola Elity i Kapłanów: Niektórzy badacze uważają, że elita rządząca i kapłani odgrywali kluczową rolę w zarządzaniu miastem i jego ceremoniach religijnych. Wydłużanie czaszek mogło być sposobem na zademonstrowanie władzy i prestiżu.
  2. Kosmologia i Astronomia: Układ architektoniczny Teotihuacánu sugeruje, że miasto mogło być zaprojektowane zgodnie z zasadami kosmologii i astronomii. Avenida de los Muertos jest wyrównana z punktami kardynalnymi, co mogło mieć znaczenie religijne i ceremonialne.
  3. Ekspansja Handlowa: Teotihuacán był ważnym centrum handlowym, które utrzymywało szerokie kontakty z innymi kulturami Mezoameryki. Znaleziska takie jak ceramika i obsydian wskazują na intensywną wymianę handlową.
  4. Święta Geometria: Niektórzy archeolodzy sugerują, że miasto mogło być zbudowane zgodnie z zasadami świętej geometrii, gdzie proporcje i układ budowli miały głębokie znaczenie symboliczne.
Teotihuacan -rekonstrukcja planu miasta.

Współczesne Odkrycia

Odkrycia archeologiczne wciąż dostarczają nowych informacji na temat Teotihuacánu. W 2003 roku odkryto tunel pod Świątynią Quetzalcoatla, który zawierał setki artefaktów i może rzucić nowe światło na religijne praktyki miasta.

Teotihuacán pozostaje jednym z najbardziej fascynujących miejsc archeologicznych na świecie, oferując bogaty wgląd w życie jednej z najpotężniejszych cywilizacji prekolumbijskich. Jego historia, architektura i tajemnice wciąż inspir

Teotihuacán – pierwsze ruiny naszej podróży

Teotihuacán to pierwsze ruiny, od których zaczęliśmy lekcję historii Meksyku i całego kontynentu amerykańskiego. Historia ta ma dwa rozdziały: sztuka prekolumbijska i kolonialna.

Sztuka kolonialna to wspaniałe wariacje na temat baroku z odciśniętym, cudownie egzotycznym duchem i charakterem rdzennej ludności indiańskiej, a później mieszanki latynoskiej. Ale o tym później.

Sztuka prekolumbijska, podobnie jak np. grecka, usystematyzowana i podzielona została (oczywiście w innych przedziałach czasowych) na okres przedklasyczny, klasyczny i późnoklasyczny

Fakty o Teotihuacán

Cywilizacja Teotihuacanu zaczęła rozwijać się w I wieku n.e., by osiągnąć swoje apogeum w wieku VI, kiedy to na obszarze około 20 km² zamieszkiwało ponad 20 tys. mieszkańców. Przyczyną jej upadku okazał się jej nadmierny rozwój. W ramach istniejącej struktury rządzący nie byli w stanie zapewnić wyżywienia i sprawnego funkcjonowania tej organizacji. W efekcie niepokoje i walki społeczne doprowadziły do jej upadku w VII wieku, a Teotihuacán został opuszczony.

Odkopana jest niewielka, ale najważniejsza część ruin, czyli wzgórze świątynne i pałacowe. Górują dwie inspirujące piramidy: Słońca – najwspanialsza i najwyższa (na którą można się wspinać) oraz Księżyca. Zwiedzać można też pałace i świątynie: Palacio de Quetzalpapactl, Palacio de Jaguares, Templo de las Conchas Plumadas oraz obejrzeć z odległości, właśnie restaurowaną świątynię – Templo de Quetzalcoatl.

Pustynna roślinność na obrzeżach Teotihuacan
Pustynna roślinność na obrzeżach Teotihuacan

Zwiedzanie z Przewodnikiem

Oscar – nasz przewodnik – uzupełnił naszą wiedzę z przewodnika o parę ciekawych faktów: np.: najwyżsi kapłani i rody „arystokratyczne”, aby odróżnić się od ludu, bandażowali głowy 6-miesięcznym dzieciom, aby nadać im wydłużony kształt, przypominający kolbę kukurydzy – stąd charakterystyczna „głowa z Teotihuacanu”. Trudno polemizować na ile jest to wiedza naukowa, a na ile miejscowa legenda.

Zadziwia rozmach i śmiałość struktury przestrzennej. Dwie główne aleje, będące jednocześnie osiami północ-południe (Avenida de los Muertos) i wschód-zachód, krzyżują się pod kątem prostym, porządkują i strukturyzują zabudowę całego wzgórza. Pod alejami odkryto system wodociągowo-kanalizacyjny.

Najbardziej zapadające w pamięć miejsca

Podobała mi się procesja zielonych ptaków w pałacu, fresk z jaguarem na ścianie zewnętrznej jednej ze świątyń przy Avenida de Los Muertos, patio z krużgankami w pałacu Palacio de Quetzalpapactl i wielkie rzeźby głowy Boga deszczu w Templo de Quetzalcoatl.

Po zwiedzaniu, pomimo wcześniejszych planów, żeby od razu jechać do Meksyku, zdecydowaliśmy się zjeść w tzw. „strefie żywieniowej”. Zatrzymaliśmy się w strefie nr. 5 (bo było tam drzewo, w cieniu którego zostawiliśmy nasz samochód). Obiad był pyszny, a zwłaszcza, na moją prośbę zaimprowizowana sałatka z guacamole z pomidorami i cebulą.

Droga do stolicy.

Upewniwszy się, że przepisy o ograniczeniu ruchu samochodów w mieście Meksyk nas nie dotyczą (na ulice wyjeżdżały na przemian auta, których numery rejestracyjne były parzyste i nieparzyste) ruszyliśmy w kierunku stolicy. Hotel Catedral na zapleczu Katedry Metropolitalnej, w bezpośrednim sąsiedztwie placu Zocalo, okazał się znakomitym kontraktem – cena za jakość i lokalizację oraz z parkingiem odpowiednio wysokim na nasz samochód.

Teotihuacán pozostanie w naszej pamięci jako miejsce pełne historii, kultury i fascynujących opowieści, które wprowadziły nas w bogaty świat prekolumbijskiego Meksyku.

Dzień 7 i 8. Miasto Meksyk.

W Meksyku byliśmy z przyjaciółmi przed dwudziestu laty. Wtedy podróż zaczynaliśmy od Miasta Meksyk, dokąd przylecieliśmy z Hawany. Aby wówczas wynająć samochód, musieliśmy zostawić depozyt, bowiem wtedy jeszcze nie dysponowałem wiarygodną kartą kredytową. To była niezapomniana wyprawa. Nissan Primera z czwórką ludzi na pokładzie przejechał ponad 5000 km w 10 dni, od Meksyku przez Veracruz, Chichén Itzá, Meridę, Cancún, Puerto Escondido, aż do Acapulco. Będąc w mieście Meksyk, mieszkaliśmy wtedy kilka dni w tanim hotelu o niezapomnianej nazwie Hotel Diligencias https://www.hoteldiligencias.com. Cztery osoby w jednym pokoju.

Gdy przed wyjazdem sprawdziłem w Internecie, że ten hotel w dalszym ciągu funkcjonuje i ma tak samo atrakcyjne ceny, postanowiłem, że tam właśnie zamieszkamy i tym razem. Lokalizacja hotelu jest znakomita, w centrum historycznym miasta, w bezpośrednim sąsiedztwie Placu Garibaldiego, gdzie słynni meksykańscy muzykanci mariachi grają dla publiczności, gotowi przyjąć ad hoc zamówienie na imprezę. Mariachi, z ich kolorowymi strojami charro i charakterystycznymi sombrerami, są symbolem meksykańskiej kultury muzycznej. Ich repertuar obejmuje różnorodne gatunki muzyczne, od romantycznych ballad po energetyczne huapangos. Zespoły mariachi często grają na uroczystościach rodzinnych, takich jak wesela i urodziny, a także podczas świąt narodowych i lokalnych festiwali. Widok i dźwięk mariachi na Plaza Garibaldi to niezapomniane przeżycie, które przenosi nas w głąb meksykańskiej tradycji.

Hotel niewiele się zmienił, wewnątrz wyremontowany pewnie 10 lat temu, więc nic nowego widać. Byliśmy gotowi nastawić się do tego miejsca sentymentalnie, ale w ostatniej chwili okazało się, że Jeep z namiotem na dachu nie wejdzie do garażu hotelowego, a na ulicy nie możemy go zostawić. W takim razie skorzystaliśmy z rad Simona Caldera zawartych w książce Panamericana. On the Road from Mexico through Central America i pojechaliśmy do Hotelu Catedral, który zaoferował dobrą cenę (60 USD) za bardzo przyzwoity pokój i doskonałą lokalizację na tyłach Katedry Metropolitalnej. Obsługa była niezwykle miła i uczynna. To właśnie dziewczyny z recepcji i concierge gorąco poleciły nam restaurację http://www.sanangelinn.com/inicio.php; San Angel Inn, dokąd udaliśmy się, aby uczcić powrót do Meksyku po dwudziestu latach.

Restauracja San Angel Inn

Gdy dotarliśmy na miejsce, pomyślałem, że oni dobrze nam życzyli, a skrycie pewnie i sobie, polecając nam taką szykowną knajpę. Nie było odwrotu – późna pora, obce miasto, zainwestowaliśmy w taksówkę, która nas wiozła z centrum 30 minut, więc zostaliśmy. Restauracja wypełniła się gośćmi po brzegi. Bywalcami tego przybytku są ludzie różnego autoramentu, pewnie wszystkich ich można zliczyć do elity, na pewno finansowej. Pomimo że miejsce trochę pretensjonalne, to jedzenie było doskonałe i miało z pewnością charakter meksykański. Rachunek był wysoki, ale w wielu warszawskich restauracjach zapłacilibyśmy więcej.

Meksyk

Miasto Meksyk, stolica Meksyku, ma długą i bogatą historię, która sięga czasów prekolumbijskich. Zostało założone w 1325 roku przez Azteków jako Tenochtitlan, na wyspie na jeziorze Texcoco. Tenochtitlan stało się centrum potężnego imperium azteckiego, znanego z imponujących świątyń, pałaców i kanałów. W 1521 roku, po krwawym oblężeniu, miasto zostało zdobyte przez hiszpańskiego konkwistadora Hernána Cortésa, co zapoczątkowało okres kolonialny. Hiszpanie zbudowali nowe miasto na ruinach Tenochtitlan, które stało się jednym z najważniejszych ośrodków administracyjnych i handlowych Nowej Hiszpanii.

Miasto Meksyk dzisiaj

Dziś Miasto Meksyk jest jednym z najważniejszych miast na świecie. Jest to największa metropolia w Ameryce Łacińskiej, z populacją przekraczającą 20 milionów mieszkańców. Miasto jest sercem kulturalnym, politycznym i ekonomicznym kraju. Jako centrum gospodarcze, Meksyk jest domem dla wielu międzynarodowych firm, banków i organizacji. Ponadto, miasto oferuje bogatą scenę kulturalną z licznymi muzeami, galeriami sztuki, teatrami i festiwalami.

Zócalo i Katedra Metropolitalna

Centrum historyczne Miasta Meksyk, znane jako Zócalo, jest jednym z największych i najważniejszych placów na świecie. Jest to miejsce o ogromnym znaczeniu historycznym i kulturalnym, otoczone zabytkowymi budynkami.

Katedra Metropolitalna w Meksyku

Najważniejszym z nich jest Katedra Metropolitalna, która jest największą i jedną z najstarszych katedr w obu Amerykach. Budowę katedry rozpoczęto w 1573 roku i trwała ona przez około 250 lat. Katedra, z jej barokową fasadą i imponującym wnętrzem, jest symbolem katolickiego dziedzictwa Meksyku.

Zocalo, w glebi Palacio Nacional

Zócalo jest także miejscem licznych wydarzeń publicznych, manifestacji i uroczystości, które podkreślają jego znaczenie jako centralnego punktu życia społecznego i politycznego kraju. Miasto Meksyk, z jego bogatą historią, dynamiczną teraźniejszością i symbolami kultury, pozostaje jednym z najbardziej fascynujących miast na świecie.

Bazylika Najświętszej Marii Panny z Gwadelupy

Następnego ranka obowiązkowo uczestniczyliśmy we mszy św. w Bazylice Najświętszej Marii Panny z Gwadelupy.

Bazylika Najświętszej Marii Panny z Gwadelupy, znana również jako Bazylika Guadalupe, to jedno z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych w Meksyku i na świecie. Znajduje się w północnej części miasta Meksyk, na wzgórzu Tepeyac. Historia bazyliki sięga 1531 roku, kiedy to Indianin Juan Diego miał tam ujrzeć objawienie Matki Boskiej. Według legendy, Matka Boska objawiła się Juanowi Diego i poprosiła go, aby w tym miejscu zbudowano kościół. Jako dowód swojego objawienia, na płaszczu Juana Diego pojawił się wizerunek Maryi, który do dziś jest przechowywany w nowej bazylice.

Bazylika Najświętszej Marii Panny z Gwadelupy

W kompleksie bazyliki znajdują się dwa główne kościoły: Stara Bazylika, zbudowana w XVI wieku, oraz Nowa Bazylika, ukończona w 1976 roku, która może pomieścić aż 10 tysięcy wiernych. Nowa Bazylika charakteryzuje się nowoczesną architekturą z ogromnym, okrągłym wnętrzem, które umożliwia wiernym podziwianie wizerunku Matki Boskiej z każdego miejsca. Stara Bazylika, choć mniej okazała, ma swój urok i historyczne znaczenie.

To było niezwykłe przeżycie modlić się w tłumie Indian przybyłych z pielgrzymką z daleka. Wszyscy odświętnie ubrani, uduchowieni, poważni. Po mszy na placu spożywali rodzinny posiłek wyjęty z tobołków i toreb. A my z nabożną czcią zrobiliśmy sobie zdjęcie pod pomnikiem Jana Pawła II ustawionym pomiędzy Nową i Starą Bazyliką. Nasz rodak cieszy się tutaj niezwykłą popularnością i uznaniem. To był również ICH papież. Wizerunek Jana Pawła II znajduje się w wielu miejscach w kompleksie bazyliki, a jego postać jest otaczana wielkim szacunkiem.

Pomnik Jana Pawła II w Sanktuarium Najświętszej Marii Panny z Gwadelupy

Nasze zainteresowanie kulturalne w czasie tego pobytu w Meksyku tym razem skoncentrowało się na twórczości Diego Rivery, jednego z najbardziej znanych meksykańskich artystów i muralistów. Jego prace, pełne żywych kolorów i socjalistycznych przekazów, stanowią ważny element meksykańskiego dziedzictwa kulturowego. Odwiedziliśmy najpierw jego imponującą pracownię https://inba.gob.mx/recinto/51, która obecnie służy jako muzeum poświęcone jego życiu i twórczości. Wizyta w tym miejscu pozwoliła nam lepiej zrozumieć jego proces twórczy oraz inspiracje czerpane z meksykańskiej kultury i historii.

Pracownia, dom Fridy Kahlo (niebieska) i Diego Rovery (bialo-brazowa)

Frida Kaho i Diego de Rivera

W grudniu 1933 r., po powrocie do Meksyku, Frida Kahlo i Diego Rivera zamieszkali w dwóch domach zbudowanych na rogu ulic Palmas i Altavista w dzielnicy San Ángel w Meksyku, około cztery kilometry od domu rodzinnego Fridy Kahlo w Coyoacán. Kompleks został zaprojektowany i zrealizowany przez Juana O’Gormana na zlecenie Rivery w latach 1929-1931 na zawsze zapisując się w historii meksykańskiej architektury. Połączone mostem budynki pozwalały Fridzie i Diego na niezależność twórczą, ale i życiową. Casa Frida przeznaczona była częściowo jako mieszkanie – składała się na nią kuchnia, jadalnia, sypialnia oraz łazienka, na drugim piętrze natomiast znajdowało się studio malarskie. W sąsiadującym budynku Studio Diego Rivery również pełniło podwójną funkcję domu i pracowni artysty. Zgodnie z założeniami funkcjonalizmu, pomieszczenia mieszkalne zaprojektowano jako skromne i niewielkie. W 1995 roku Narodowy Instytut Sztuk Pięknych podjął decyzję o tymczasowym zamknięciu muzeum, aby przywrócić budynkowi wygląd z oryginalnych planów zagospodarowania z lat 30. XX wieku. Zaczęli od wyburzenia wszystkich dodatków wykonanych poza pierwotnym schematem, usunięto szyby na parterze i odkryto na nowo oryginalne pilotis, jednocześnie wzmacniając je stalowymi prętami i betonem. Zburzyli również drugie piętro dodane do studia w Casa Kahlo, z czasów kiedy mieściło się tam centrum badawcze. Po dwóch latach intensywnej pracy, badań, rekonstrukcji i restauracji, muzeum ponownie otworzyło swoje podwoje w 1997 roku, a rok później zyskało miano wspólnego Muzeum Fridy Kahlo i Diego Rivery.

Później podziwialiśmy jego dzieła w Palacio Nacional, gdzie znajduje się jedna z jego najbardziej znanych prac – monumentalny mural „Historia Meksyku”. Ten mural, rozciągający się na ogromnej powierzchni, przedstawia historię Meksyku od czasów prekolumbijskich do rewolucji meksykańskiej, ukazując walkę narodu meksykańskiego o wolność i sprawiedliwość. Dzieła Rivery w Palacio Nacional są nie tylko artystycznym arcydziełem, ale także ważnym narzędziem edukacyjnym, które pomaga zrozumieć złożoną historię i kulturę Meksyku.

Mural Diego de Rivera – Epopeya del pueblo Mexicano. Historia Meksyku. Palacio Nacional

Te doświadczenia w Meksyku przypomniały nam, jak bogata i różnorodna jest kultura tego kraju. Od dźwięków mariachi na Plaza Garibaldi po monumentalne murale Diego Rivery i duchowe doświadczenia w Bazylice Guadalupe, Meksyk oferuje niezliczone możliwości zanurzenia się w swojej fascynującej historii i tradycjach.

Dzień 9 i 10. Wspinaczka na Iztaccihuatl.

W poniedziałek, 12 stycznia 2009 roku, rankiem ruszyliśmy w kierunku pierwszego celu wspinaczkowego wyprawy, trzeciego najwyższego szczytu Meksyku – wulkanu Iztaccihuatl 5230 m n.p.m.. Jego nazwa w języku Nahuatl oznacza „biała kobieta”, co odnosi się do jego sylwetki przypominającej śpiącą kobietę, z wyraźnie widocznymi zarysami głowy, piersi i stóp. Wulkan ten jest nieaktywny, a jego lodowce i wieczne śniegi nadają mu charakterystyczny wygląd. Bezpośrednio na południe od Iztaccihuatl znajduje się Popocatepetl, drugi najwyższy szczyt Meksyku o wysokości 5426 m n.p.m. i jeden z najbardziej aktywnych wulkanów w kraju. Popocatepetl, co oznacza „dymiąca góra”, jest często widoczny z wielu miejsc w centralnym Meksyku, a jego erupcje stanowią spektakularny widok. Park Narodowy Izta-Popo, formalnie nazwany Parque Nacional Izta-Popo Zoquiapan, obejmuje oba te wulkany oraz otaczające je tereny. Popularnym punktem startowym dla wspinaczy jest Paso de Cortes, przełęcz między Iztaccihuatl a Popocatepetl, nazwana na cześć konkwistadora Hernána Cortésa.

Wyjazd z Meksyku ukazał ogrom tej metropolii. Nie wiadomo dokładnie, ile ludzi tu mieszka, ale z pewnością to jedno z największych miast na świecie. Hałas, nieprzebrane korki samochodowe, wyczuwalne napięcie na ulicach, spieszący się ludzie z nieobecnym wzrokiem – to wszystko przypominało mi, jak wielkie jest to miasto. Podobnie jak 20 lat temu, obowiązuje tu przepis, że w zależności od końcowej cyfry numeru rejestracji samochodu można poruszać się w określone dni tygodnia. W innym przypadku trzeba mieć specjalne pozwolenie. Mam wrażenie, że wszyscy je mają, bo nie wyobrażam sobie, co się może dziać, kiedy wszystkie samochody wyjadą na ulice. Podobnie jak przed dwudziestu laty, tak i tym razem policja nas zatrzymała, powołując się na ten przepis. Wówczas prowadziłem auto z wypożyczalni i zakładałem, że mnie to nie może dotyczyć. Tym razem to było auto zagraniczne (z amerykańską rejestracją) i również zakładałem, że turystów zagranicznych te przepisy nie obowiązują. Zaraz po wjeździe do miasta Meksyku kolejny raz zatrzymała nas policja, próbując wymusić mandat. Marzena zachowała się niezwykle emocjonalnie i twardo – wzięła telefon komórkowy i zakomunikowała policjantowi, że dzwoni właśnie do Green Angels z informacją, że Policia Estatal (stanowa) żąda w sposób nieuprawniony zapłacenia mandatu. Po chwili policjant zniknął bez słowa. Samochód policyjny stojący za nami odjechał, a kierowca ciężarówki stojącej nieopodal podszedł do nas i powiedział, żebyśmy spokojnie jechali dalej.

Do Amecameca dotarliśmy przed południem. Jeszcze tego samego dnia udało mi się załatwić permit na wejście do Parku Narodowego Izta-Popo i na szczyt Iztaccihuatl. Znalazłem przewodnika, bo nie chciałem tracić czasu na wyszukiwanie właściwej ścieżki w górach, nie mając czasu na bezproduktywne chodzenie po górach. Ostatnie zakupy żywności, rejestracja w Hotelu Bonampak, gdzie Marzena miała spędzić noc, i w góry!

Iztaccihuatl

W ciągu 45 minut pokonaliśmy samochodem drogę z Amecameca przez przełęcz Korteza (Paso de Cortes) do parkingu La Joya, skąd wyszliśmy o 14.45, mając do pokonania 1000 m w pionie i około 10 km miejscami kamienistej, a w większości piaszczystej ścieżki. Cała moja aklimatyzacja to dwa dni w Meksyku na wysokości około 2400 m n.p.m., więc drogę do schroniska Grupo de los Cien (4780 m n.p.m.) zapamiętam do końca życia. Gdy w końcu dotarliśmy tam w ciemnościach po trzech i pół godzinach marszu, nie miałem ani siły, ani ochoty, aby jeść cokolwiek. Natychmiast wszedłem do letniego śpiwora tak jak stałem i zasnąłem zaraz po tym, jak mój przewodnik zagotował wodę na zupę, która mi zupełnie nie smakowała, ale zmusiłem się, by ją wypić. Po jakimś czasie zdjąłem kurtkę i instynktownie nakazałem sobie wypić co najmniej litr wody, wiedząc, że podejście musiało mnie odwodnić. Pomimo dużego zmęczenia zachowałem się racjonalnie i wodę włożyłem do śpiwora, więc nie zamarzła i mogłem ją wypić. Temperatura w schronisku spadła w nocy znacznie poniżej zera, co odczuwałem w cienkim śpiworze, a rano znalazłem tego dowody w postaci zamarzniętej dodatkowej butelki wody.

Zgodnie z zasadami bezpieczeństwa obowiązującymi na tej górze, trzeba się starać wejść do 7 rano, by móc bezpiecznie pokonać w drodze powrotnej szczeliny lodowca poniżej szczytu. Oznacza to pobudkę o 3.00 i wspinaczkę w ciemnościach. Szczerze mówiąc, wieczorem nie dawałem sobie większych szans, ale postanowiłem zrobić wszystko, by spróbować wejść na szczyt. Noc minęła szybko w półśnie, a po przebudzeniu w głowie huczało jak w fabryce. Spodziewałem się, że tak będzie, więc miałem już przygotowane środki przeciwbólowe w dawce uderzeniowej. Wyruszyliśmy o 3.40 i pierwsze półtorej godziny było całkiem dobrze. Szedłem skoncentrowany, szybko, równym tempem. Później mnie przytkało i zrozumiałem, że bez odpowiedniej aklimatyzacji rozpocząłem o wiele za szybko i to się musiało odbić w końcówce. Pozostałą część drogi męczyłem się okropnie, wątpiąc, czy ja się w ogóle nadaję do chodzenia w wysokie góry. Dopiero, gdy się rozwidniło i do końca zostało około godziny drogi, złapałem drugi oddech i wiedziałem, że nie dam sobie wydrzeć satysfakcji wejścia na szczyt. Końcówka jest zaskakująca – trzeba wejść na trzy przedwierzchołki, by ostatecznie wejść na ten najwyższy i zobaczyć krater. Widoczność była słaba, więc wiele przyjemności mnie ominęło. Dopiero na wierzchołku niebo się otworzyło jakieś sto metrów poniżej i można było podziwiać w oddali wystający powyżej chmur wierzchołek Popocatepetl.

Widok z wierzchołka Iztaccihuatl na Papocatepetl

Te kilka zdjęć, które udało mi się zrobić na szczycie, pokazują, że okolica jest wyjątkowo piękna. Zejście, bez historii, raczej monotonne, trwało sześć godzin, bo nie spieszyliśmy się, a ja delektowałem się radością wejścia na szczyt, o którym wczoraj myślałem, że tym razem jest nie dla mnie. Trudności wejścia na Iztaccihuatl nie leżą po stronie technicznej, ale nie można lekceważyć trudności związanych z wysokością, zwłaszcza gdy wchodzi się w zasadzie jednym ciągiem bez aklimatyzacji.

Na wierzchołku Iztaccihuatl, który jest wygasłym kraterem.

Nieco po 14-tej spotkaliśmy Marzenę w pobliżu parkingu La Joya i wyruszyliśmy skrótem przez Paso de Cortes do Puebli, wcześniej zatrzymując się w Choluli, aby zobaczyć piramidę i zwiedzić przepiękny kościół Nuestra Señora de los Remedios oraz Santa Maria de Tonantzintla.

Dzień 11. Puebla

O 14-tej, zaraz po zejściu z wierzchołka Iztaccihuatl, pożegnałem się z przewodnikiem i wyruszyliśmy w drogę do Puebla, miasta założonego w 1531 roku, zamieszkałego przez 1,5 mln mieszkańców, które jest stolicą stanu o tej samej nazwie. Puebla jest znana z pięknej kolonialnej architektury, wspaniałych kościołów i katedr oraz tradycyjnej kuchni, dlatego spieszyliśmy się na kolację w El Mural de los Poblanos.

Po drodze zatrzymaliśmy się w Choluli, gdzie w październiku 1519 roku dotarł Hernán Cortés, hiszpański konkwistador, który odegrał kluczową rolę w podboju Meksyku. Wówczas Cholula była jednym z najważniejszych miast w Imperium Azteków, znanym z religijnego znaczenia i potężnej piramidy, największej pod względem objętości na świecie, zbudowanej przez prekolumbijskie cywilizacje. W obawie, że Cholulanie mogą planować atak na jego wojska, Cortés zdecydował się na prewencyjny atak. Doszło do masakry, podczas której zginęły tysiące mieszkańców miasta. To brutalne wydarzenie miało na celu zastraszenie innych miast i pokazanie siły hiszpańskich konkwistadorów, co ostatecznie ułatwiło dalszą kampanię Cortésa przeciwko Aztekom. Piramida, będąca świątynią ku czci Quetzalcoatla, powstawała od III wieku p.n.e. do IX wieku n.e. Podstawa budowli ma powierzchnię około 18,2 hektara, a wysokość wynosi 54 metry. Na szczycie znajduje się kościół Nuestra Señora de los Remedios, który odwiedziliśmy.

Nuestra Señora de los Remedios, Cholula,

W Puebli mieliśmy kłopot, by znaleźć wcześniej wybrany hotel, gdyż GPS zawiódł ponownie. Okazało się, że w mieście są dwie ulice o tej samej nazwie, co nie powinno się zdarzać, a Garmin wybrał niewłaściwą i drugiej w ogóle nie mógł znaleźć. Ostatecznie wylądowaliśmy jeszcze przed zmrokiem w Hotel Posada del San Pedro w Centro Historico niedaleko głównego placu. Szukając piechotą odpowiedniego hotelu w centrum miasta, poruszałem się w pełnym ekwipunku górskim, gdyż po zejściu wsiadłem do samochodu zdejmując tylko kurtkę. To musiało wzbudzać niejakie zainteresowanie otoczenia, bo w Puebli było już przyjemnie ciepło, ale marzyłem o kąpieli i chciałem wtedy zrzucić ubranie, w którym chodziłem przez ostatnie 48 godzin. Na głównym placu zaczepił mnie pucybut, wskazując na moje kompletnie umorusane, zakurzone wulkanicznym pyłem La Sportivy. Oczywiście skorzystałem z jego usług, zwracając uwagę na szczegółową kosmetykę butów, które miały poczekać do następnego ciekawego szczytu w pobliżu Panamericany. Potem prysznic i na koniec dnia kolacja w dobrej restauracji El Mural de los Poblanos Link do restauracji.

W Puebla spędziliśmy noc w Hotel Posada de San Pedro, by od rana zwiedzać miasto. Ograniczyliśmy zwiedzanie do Katedry, Zócalo i przede wszystkim Museo Amparo, zlokalizowanego w historycznym centrum Puebli. Marzena nalegała, aby spędzić tutaj kilka godzin i zapewniam, że to był dobry czas. Museo Amparo jest jednym z najważniejszych muzeów sztuki i historii w Meksyku. Zostało otwarte w 1991 roku i mieści się w dwóch historycznych budynkach – jednym z XVII wieku, który pierwotnie służył jako szpital i klasztor, oraz drugim z XIX wieku, który był rezydencją rodziny Espinosa. Muzeum posiada jedną z najbardziej imponujących kolekcji sztuki prekolumbijskiej, kolonialnej oraz współczesnej w Meksyku.

Przed wejściem do Museo Amparo Puebla
Museo Amparo Puebla
Museo Amparo Puebla. Zwiedzający rdzenni Meksykanie w kolejce do kasy.
Museo Amparo. Puebla
Museo Amparo Puebla

O 16:00 wyjechaliśmy w kierunku Oaxaca, dokąd dotarliśmy po 23:00. Marzena znalazła wspaniały hotel butikowy, Hotel Sierra Azul, gdzie spędziliśmy kolejne dwie noce.

Dzień 12. Oaxaca

Podróżując trasą Carratera Panamericana, Oaxaca jest miejscem, którego nie można pominąć. Miasto Oaxaca, znane oficjalnie jako Oaxaca de Juárez, to stolica stanu Oaxaca i jedno z najbardziej urokliwych miejsc w Meksyku. Zostało założone w 1529 roku przez hiszpańskich konkwistadorów, choć obszar ten był zamieszkany przez rdzennych mieszkańców na długo przed ich przybyciem. 

W Oaxaca spędziliśmy dwie noce w bardzo fajnym butikowym hotelu Casa Azul mając jeden cały dzień na zwiedzanie z czego większość czasu spędziliśmy w ruinach cywilizacji Zapoteków Monte Alban. Kolacja na Plaza Constitution w Restaurante del Jardin, miło i smacznie. 

Oaxaca

Miasto łączy w sobie kolonialną architekturę z tradycyjnymi elementami kultur rdzennych ludów, takich jak Zapotekowie i Mistekowie. W 1987 roku historyczne centrum Oaxaca wraz z Monte Alban zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. 

Monte Albán, to jedno z najważniejszych i najstarszych stanowisk archeologicznych w Meksyku, znajduje się na szczycie wzgórza w Dolinie Oaxaca, zaledwie kilka kilometrów od miasta Oaxaca. To majestatyczne miejsce było niegdyś centrum politycznym, ekonomicznym i kulturowym cywilizacji Zapoteków, a jego ruiny do dziś przyciągają tysiące turystów z całego świata.

Monte Albán zostało założone około 500 roku p.n.e. przez Zapoteków, którzy zamieszkiwali region przez ponad tysiąc lat. W szczytowym okresie, między 300 a 700 rokiem n.e., Monte Albán było jednym z najważniejszych miast w Mezoameryce, zamieszkanym przez około 25-30 tysięcy ludzi.

Miasto pełniło rolę stolicy Zapoteków i było centrum religijnym, administracyjnym oraz handlowym. Jego strategiczne położenie na szczycie góry, z widokiem na trzy doliny, zapewniało doskonałą obronę i kontrolę nad okolicą.

Monte Alban – Oaxaca

Monte Albán wyróżnia się imponującą architekturą, która świadczy o zaawansowanych umiejętnościach budowlanych i astronomicznych Zapoteków. Wśród najważniejszych struktur można wymienić:

  1. Gran Plaza: Centralny plac o wymiarach około 200 na 300 metrów, otoczony licznymi platformami, świątyniami i pałacami. To tutaj odbywały się najważniejsze ceremonie i wydarzenia społeczne.
  2. Piramida J: Unikalna struktura o kształcie litery „J”, która prawdopodobnie pełniła funkcję obserwatorium astronomicznego. Jej nietypowa forma i orientacja sugerują, że była używana do obserwacji ruchów ciał niebieskich.
  3. Danzantes: Kamienne rzeźby przedstawiające postacie tancerzy, które zdobią mury jednej z budowli. Rzeźby te, początkowo uznawane za przedstawienia tancerzy, prawdopodobnie reprezentują jeńców wojennych lub ofiary rytualne.
  4. Świątynia Północna: Monumentalna platforma, na której wznosi się kompleks świątyń i pałaców. Znaleziska archeologiczne wskazują, że była to ważna strefa ceremonialna, gdzie odbywały się rytuały religijne i polityczne.
  5. Ściana Grawerunków: Kamienne tablice z inskrypcjami w języku Zapoteków, które stanowią jedno z najstarszych świadectw pisma w Mezoameryce. Inskrypcje te dokumentują historyczne wydarzenia i rytuały.

Budowle w Monte Albán są rozmieszczone w taki sposób, aby precyzyjnie obserwować ruchy słońca, księżyca i gwiazd. Uważa się, że Zapotekowie byli zaawansowanymi astronomami, co miało duże znaczenie dla ich kalendarza i ceremonii religijnych.

Dzień 13 i 14. San Cristobal de las Casas. Droga do Palenque.

16 stycznia wczesnym rankiem ruszamy z Oaxaca do San Cristobal de las Casas. Do pokonania mamy 650 kilometrów, głównie drogą federalną 190. Jest to wymagająca podróż przez góry i doliny południowego Meksyku. Najpierw droga wiedzie przez góry Sierra Madre del Sur, oferując wspaniałe widoki na wzniesienia, doliny i bujną roślinność. Droga jest kręta, z licznymi zakrętami, więc podróż jest powolna, ale widoki są tego warte.Po przejechaniu około 250 km docieramy do miasta Tehuantepec. Następnie jedziemy w kierunku stolicy stanu Chiapas, Tuxla Guttierez, które omijamy, aby zwiedzić Kanion Sumidero, jedno z najważniejszych naturalnych atrakcji regionu. Cañón del Sumidero to przełom rzeki Grijalva, położony około 40 km od stolicy Chiapas. Jego ściany sięgają do 1200 m wysokości, co pozwala podziwiać wspaniałą panoramę. Wycieczka motorówką pozostawiła niezapomniane wrażenia. Południowe wejście do kanionu znajduje się niedaleko miasta Chiapa de Corzo, natomiast północne kończy się tamą i zbiornikiem retencyjnym hydroelektrowni Manuel Moreno Torres.

Kanion Sumidero
Kanion  Sumidero
Kanion Sumidero

Pozostałe 85 km do San Cristobal de Las Casas, które leży na wysokości 2300 m n.p.m., pokonujemy spokojnie bez pośpiechu, bo mamy rezerwację w Casa Leone. San Cristobal de Las Casas to jedno z najważniejszych miast w stanie Chiapas w Meksyku, z populacją wynoszącą około 210 tysięcy mieszkańców. Duża liczba mieszkańców to przedstawiciele rdzennych grup etnicznych, takich jak Tzotzil i Tzeltal, co przyczynia się do unikalnego charakteru miasta. Założone w 1528 roku przez hiszpańskich konkwistadorów, miasto słynie z dobrze zachowanej kolonialnej architektury. Obfituje w liczne kościoły i budynki z barokowymi fasadami, takie jak Templo de Santo Domingo i Katedra San Cristóbal.

San Cristobal de las Casas.

Docieramy skrajnie zmęczeni i śpimy jak zabici. Rano, bez śniadania, idziemy na Mercado de Artesanías, lokalny rynek, który przewodniki zachwalały jako miejsce, gdzie można kupić tradycyjne rękodzieło rdzennych mieszkańców. Rzeczywiście warto było wstać wcześnie, choć na tej wysokości ranki są zimne. Marzena zrobiła małe zakupy: bluzkę i szal zdobione tradycyjnymi wzorami. Później zjedliśmy tradycyjne meksykańskie śniadanie: Huevos Rancheros (jajka sadzone na tortillach, pokryte sosem pomidorowym z fasolą, ryżem i awokado) oraz Café de Olla (kawa gotowana w glinianym garnku z cynamonem i cukrem trzcinowym). Spacer po urzekająco kolorowym mieście będziemy pamiętać do końca życia.

San Cristobal de las Casas.

O 16:30 ruszamy do Palenque, odległego „zaledwie” 200 km, ale ta malownicza trasa przez góry i dżungle stanu Chiapas, znana z „300 topes” (śpiących policjantów), może zająć ponad 8 godzin. Za Ocosingo, kiedy skręciliśmy na drogę wiodącą do wodospadów Aqua Azul, natknęliśmy się na barykadę zwalonych drzew i uzbrojonych mieszkańców etnicznych, którzy chcieli sprawiać wrażenie groźnych partyzantów.

„Jesteśmy w stanie Chiapas!” – skonstatowałem, widząc grupę uzbrojonych mężczyzn i kobiet. Zatrzymałem się przestraszony, nie myśląc o zawracaniu. Po dłuższej rozmowie z dowódcą grupy, który wylewnie tłumaczył, dlaczego tu stoją, zażądano 500 pesos opłaty za przejazd. Nie wahałem się ani chwili, ale nie miałem odpowiednich nominałów, więc dałem banknot 1000 pesos. Dowódca oddał pieniądze kobiecie, która pełniła rolę skarbnika. Ta schowała banknot do torby i wyjęła 500 pesos, które przekazała mi jako resztę. Byłem spanikowany i przewidywałem, że nas obrabują, a partyzanci zwrócili nam 500 pesos! Tego się zupełnie nie spodziewałem, bo przypadki porwań turystów w stanie Chiapas, przetrzymywanych w oczekiwaniu na okup, były nagłaśniane w mediach jako ostrzeżenie dla podróżujących.

Chiapas w Meksyku był od wielu lat terenem działalności ruchu partyzanckiego Zapatystowskiej Armii Wyzwolenia Narodowego (EZLN), który zyskał światową uwagę 1 stycznia 1994 roku, kiedy to zbrojnie wystąpił przeciwko meksykańskiemu rządowi, inicjując powstanie zbrojne. Data ta zbiegała się z wejściem w życie Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu (NAFTA), który Zapatyści uznali za zagrożenie dla praw i egzystencji rdzennych mieszkańców Meksyku. EZLN, pod wodzą subkomandanta Marcosa, zajęła kilka miast i miasteczek, w tym San Cristóbal de las Casas. Główne żądania EZLN obejmowały reformy agrarne, prawo do ziemi dla rdzennych mieszkańców oraz poprawę warunków życia, w tym dostępu do edukacji, zdrowia i pracy, a także kontrolę nad zasobami naturalnymi. W odpowiedzi, meksykański rząd wysłał wojsko do Chiapas, co doprowadziło do krwawych starć. Po kilku dniach walk, licznych ofiarach i rosnącej presji międzynarodowej, obie strony zgodziły się na zawieszenie broni i rozpoczęcie negocjacji. Porozumienia doprowadziły do szeregu reform, choć wiele postulatów EZLN pozostaje do dziś niewypełnionych.

W drodze z San Cristobal de las Casas do Palenque.

Późną nocą docieramy wreszcie do Palenque i wybieramy hotel w dżungli w pobliżu ruin miasta Majów.

WealthSeed – start-up, który nie odpalił.

Innowacyjny pomysł na początek 

Przez cały okres mojej działalności w sektorze finansowym zajmowałem się zarządzaniem zmianą i tworzeniem nowych przedsięwzięć identyfikując pojawiające się szanse biznesowe. Restrukturyzacja PKO BP, który był tradycyjną kasą oszczędnościową polegała na przeobrażeniu jej w pełnozakresowy nowoczesny bank komercyjny z konkurencyjną obsługą małych i dużych przedsiębiorstw, jednostek samorządu terytorialnego, a także bogatą ofertą wealth management i bankowości inwestycyjnej. W ten sposób powstała Grupa Kapitałowa PKO ze zbudowanymi od podstaw firmami takimi jak PKO TFI, PKO Bank Hipoteczny, PKO Leasing, eService, które stały się wkrótce liderami branży.  Powstaniu mBanku towarzyszyło stworzenie własnej firmy ubezpieczeniowej BRE Ubezpieczenia, Supermarketu Inwestycyjnego oraz przekształcenie Domu Inwestycyjnego BRE Banku, który obsługiwał wyłącznie klientów instytucjonalnych w największe biuro maklerskie dla klientów indywidualnych w Polsce. Nowe inicjatywy biznesowe, w tym głównie mBank, pozwoliły BRE Bankowi w krótkim czasie awansować do grona największych i najbardziej wartościowych instytucji finansowych w Polsce. W okresie, kiedy byłem prezesem zarządu, BRE Bank dołączył do indeksu WIG-20, a jego wartość rynkowa, mierzona kapitalizacją rynkową wzrosła blisko sześć razy, z 2,440 mld PLN do 12,224 mld PLN. Po zablokowaniu przez Commerzbank planów ekspansji zagranicznej mBanku odszedłem z BRE Banku i zająłem się doradztwem finansowym i realizacją swoich prywatnych projektów biznesowych. 

Rewolucja fintechów objawiła się w pełni po kryzysie finansowym 2008 roku, który zachwiał zaufaniem do tradycyjnych instytucji finansowych, a technologie cyfrowe osiągnęły dojrzałość i masę krytyczną dla przekształcenia usług finansowych jakie znaliśmy dotychczas.  

Fintechy to firmy, które w celu świadczenia usług finansowych klientom opierają się głównie na technologii i usługach w chmurze, zmieniając zasadniczo sposób, w jaki użytkownicy przechowują, oszczędzają, pożyczają, inwestują, przenoszą, płacą i chronią pieniądze. 

Współczesny krajobraz fintech cechuje się dynamicznym wzrostem i innowacyjnością, ale także znacznym ryzykiem. Według różnych badań, około 90% startupów kończy swoją działalność niepowodzeniem. W kontekście fintech, ta liczba może być nawet wyższa, biorąc pod uwagę specyficzne wyzwania regulacyjne i technologiczne. Około 10% startupów fintech osiąga względny sukces, przetrwając pierwsze pięć lat działalności. Z tej grupy jedynie niewielki procent – około 1% – osiąga rzeczywisty sukces, definiowany jako osiągnięcie skalowalności, stabilnych przychodów i pozytywnego cash flow.

Wdrożenie, to połowa sukcesu

Widząc przyspieszenie zmian sektora finansowego w wyniku rewolucji cyfrowej, zauważyłem unikalną szansę na stworzenie firmy, która podobnie jak niegdyś mBank w detalu, mogłaby odmienić rynek zarządzania majątkiem w obszarze mass affluent. Zdawałem sobie sprawę, że podobnie jak niegdyś, aby mieć szansę na realizację tego projektu muszę pozyskać ludzi o najwyższych kwalifikacjach, którzy chcą zmienić świat rzucając wyzwanie nieruchawym liderom branży. Szefem projektu został Filip Lachowski, który wrócił po 21 latach z Wielkiej Brytanii, gdzie najpierw studiował na University College of London, uzyskał tytuł doktora Uniwersytetu w Oxfordzie, a następnie przez szereg lat w renomowanej firmie doradczej Oliver Wyman  prowadził projekty doradcze dla wiodących detalicznych banków europejskich.  Trzon zespołu uzupełniali Piotr Gawron, który był współtwórcą mBanku i Łukasz Grzela, doświadczony twórca rozwiązań dla handlu elektronicznego (NYSE), współzałożyciel fintechu Wombat.  Tym razem moja rola miała być odmienna, jako założyciel i strategiczny inwestor, który miał dostarczyć środki finansowe wystarczające na pozyskanie niezbędnych licencji i uruchomienie działalności operacyjnej, zostałem Przewodniczącym Rady Nadzorczej i miałem wspierać zespół swoim doświadczeniem, wiedzą i co nie mniej istotne, aktywnie wspomagać działania fundraisingowe, bo zgodnie z biznes planem, firma potrzebowała znacznych funduszy na działalność i marketing w okresie do osiągnięcia rentowności. 

Wszystko zaczyna się od pomysłu, ale najważniejsza jest jego analityczna walidacja i umiejętność wdrożenia. Moja pierwotna idea, aby stworzyć bank cyfrowy dla osób średniozamożnych zintegrowany z platformą inwestycyjną oferującą łatwy i tani dostęp do wszystkich produktów dotychczas oferowanych wyłącznie osobom zamożnym w ramach private banking, została twórczo rozwinięta przez zespół zarządczy. Twórczy wkład w rozwój konceptu, a zwłaszcza jego operacjonalizację miał Filip Lachowski, który żelazną ręka poprowadził proces licencyjny, a jednocześnie rozwiązał problem zapewnienia dostępu do giełd światowych poprzez pozyskanie do współpracy Gettex, niemieckiego MTF (Multilateral Trading Facility), jako alternatywy dla tradycyjnych giełd papierów wartościowych, która zapewnia bardziej elastyczne warunki handlu i niższe koszty transakcji oraz Baader Bank jako powiernika. W obszarze zarządzanych portfeli inwestycyjnych udało się nawiązać współpracę z BlacRock – światowym liderem rynku zarządzania aktywami, co było dużym osiągnięciem dla start-upu.

Nazwa WealthSeed, którą przyjęliśmy dla naszego przedsięwzięcia, symbolizyowała misję firmy : ułatwienie inwestowania i zarządzania finansami osobistymi, aby pomóc każdemu w pomnażaniu majątku dla osiągnięcia wolności finansowej. Pierwsza część nazwy, „Wealth,” odnosi się do celu firmy, jakim jest pomoc klientom w budowaniu i powiększaniu ich majątku. Druga część nazwy, „Seed,” czyli ziarno, symbolizuje początek i potencjał wzrostu. Tak jak ziarno potrzebuje odpowiednich warunków, aby wykiełkować i wyrosnąć w silną roślinę, tak samo finanse osobiste wymagają właściwego zarządzania i inwestycji, aby przynieść oczekiwane korzyści. WealthSeed miał pomagać klientom w podejmowaniu  mądrych decyzji finansowych i wspierać ich na każdym etapie, od początkowego oszczędzania po skomplikowane strategie inwestycyjne. WealtSeed miał być marką Fair Place Finance i nazwą platformy inwestycyjnej dla klientów indywidualnych, podobnie jak to miało miejsce w przypadku mBanku, który był początkowo marką BRE Banku.

Idea rozszerzenia usług private banking i wealth management na szeroką grupę ludzi dysponujących, chociażby niewielkimi, nadwyżkami finansowymi, w celu optymalnego pomnożenia majątku, nie jest niczym specjalnie nowym i zaskakującym, ale jak wszystkie innowacje przełomowe jest oczywista po wdrożeniu, kiedy widać, że działa, przynosi wymierne korzyści innowatorowi i klientom. W 2018 roku założenie kolejnego detalicznego banku cyfrowego w Polsce i Europie nie dawało szans na sukces, bo tutaj konkurencja była niezwykle zażarta, a rynek miał charakter czerwonego oceanu, podczas gdy grupa klientów średniozamożnych, której wymagania i liczebność szybko rosły, w żadnym banku nie otrzymywała produktów i serwisu na miarę swoich potrzeb i oczekiwań. To był zidentyfikowany przez nas obszar błękitnego oceanu, gdzie można było osiągnąć strategiczną przewagę konkurencyjną wprowadzając nowy model biznesowy i operacyjny, który zmieniał zasadniczo tradycyjne podejście w zakresie zarządzania finansami osobistymi, oszczędzania i inwestowania. Stereotypowe podejście zakłada, że klient 

  • niezbędnie potrzebuje doradztwa w domyśle zakładając, że nie potrafi samodzielnie zarządzać pieniędzmi, które zarobił
  • doradztwo jest świadczone osobiście przez pracowników instytucji finansowych (banków) nie zważając na to, że ich zadaniem jest maksymalizacja zysków firmy, która ich zatrudnia, a nie klienta, któremu de facto sprzedają określone produkty
  • musi dysponować znacznymi aktywami, w wielu przypadkach powyżej miliona PLN, aby mógł korzystać z usługi doradztwa powiązanej z określonymi produktami, które w innym przypadku są niedostępne
  • akceptuje wysokie koszty „ekskluzywnej” obsługi. 

Taki model obsługi zamożnych klientów ukształtował się jako produkt rynkowego oligopolu największych banków i jest zupełnie nieadekwatny do radykalnych zmian stylu życia, świadomości i wymagań klientów będących rezultatem rewolucji cyfrowej. 

WealthSeed zamierzał zmienić paradygmat biznesu w inwestowaniu przyjmując punkt widzenia klienta, który w warunkach gospodarki cyfrowej 

  • nie potrzebuje osobistego doradztwa, bo jest w stanie podejmować samodzielnie racjonalne decyzje na bazie odpowiednich narzędzi i niezbędnych informacji, 
  • preferuje zdalne wykonywanie transakcji, bo to jest wygodne, a jednocześnie oszczędza czas i pieniądze
  • oczekuje dostępu do szerokiego zakresu produktów i usług przy niskich barierach wejścia (wielkość inwestycji)
  • docenia przejrzysty system prowizji i opłat i niskie ceny.

WealthSeed zamierzał stworzyć dla każdego, niezależnie od wielkości posiadanych środków finansowych, prosty i tani dostęp do szerokiego zakresu produktów inwestycyjnych, dotychczas ograniczony dla zamożnych grup klientów, a dodatkowo zapewnić informacje oraz narzędzia potrzebne do podejmowania samodzielnie racjonalnych decyzji. Wealthseed rezygnował z obsługi osobistej w oddziałach, aby w aplikacji mobilnej i serwisie web zapewnić darmowy dostęp do polskich o światowych akcji i ETFów, możliwość bezprowizyjnego zakupu wiodących polskich i zagranicznych funduszy inwestycyjnych oraz dopasowane do potrzeb klienta zarządzane portfele inwestycyjne, zbudowane z funduszy BlackRock® – największej na świecie firmy wyspecjalizowanej w zarządzaniu aktywami. Wielowalutowe darmowe konta i karta płatnicza, przelewy krajowe i zagraniczne oraz korzystna wymiana walut uzupełniały zintegrowany ekosystem, który pozwalał na wysoce efektywne zarządzanie finansami osobistymi i inwestowanie w jednym miejscu w czasie rzeczywistym. 

Aby to zapewnić WealthSeed, zamiast licencji bankowej i inwestycyjnej, zamierzał aplikować o licencję instytucji płatniczej i licensję maklerską, co umożliwiało optymalizować koszty działania i wymogi kapitałowe. W ten sposób WealtSeed stworzył ekosystem, który w istocie był „low cost digital private banking & wealth management all in one”

Idea u podstaw stworzenia Wealthseed, to nie tylko, ani nawet nie przede wszytkim, identyfikacja okazji inwestycyjnej, która ma szansę na sukces, ale także chęć realizacji misji, która może przycznić się do rozszerzenia granic wolności finansowej dla wielu ludzi. Wolność finansowa to stan, kiedy mamy środki finansowe wystarczające dla zaspokojenia podstawowych potrzeb (utrzymania się) i w miarę możliwości realizację dalszych celów a nawet marzeń. Wolność finansowa jest niezbędnym warunkiem  szczęśliwego życia, jest ważna na każdym jego etapie, ale staje się kluczowa wtedy, kiedy przestajemy być aktywni zawodowo. Gdy średnia emerytura przyznawana w 2020 roku stanowiła zaledwie 42% przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw i należy się spodziewać jej dalszego spadku w przyszłości, to sprawa wolności finansowej staje się problemem egzystencjalnym dla dużej i rosnącej części społeczeństwa. W takiej sytuacji oszczędzanie i inwestowanie pewnej części przychodów od najmłodszych lat staje się imperatywem kategorycznym, szczególnie dla ludzi młodych, który niestety w Polsce jest niedostrzegany. 

Wszyscy pracownicy z ekscytacją myśleli o realizacji misji i pokazywali to na co dzień pracując  z zaangażowaniem, a kiedy trzeba było, także po nocach i w weekendy. 

Podkreślam to, bo nie jest to wcale oczywiste, a raczej staje się wyjątkiem w stylu pracy pokolenia Millenialls i Generacji Z.

Fundamentem dla wdrożenia platformy inwestycyjnej WealthSeed posiadającej funkcjonalność banku cyfrowego, dostęp do GPW, giełd zagranicznych, możliwość bezprowizyjnego zakupu wiodących polskich i zagranicznych funduszy inwestycyjnych oraz dopasowane do potrzeb klienta zarządzane portfele inwestycyjne, były stworzone przez Fair Place Finance rozwiązania i systemy informatyczne:

  • System transakcyjny obsługujący dostęp do zagranicznych papierów wartościowych za pośrednictwem MTF lub giełd lokalnych
  • System transakcyjny zapewniający dostęp do GPW
  • Market Otwartych Funduszy Inwestycyjnych
  • System tworzenia i zarządzania modelowych portfeli inwestycyjnych
  • System onboardingu klientów on-line
  • Frontend inwestycyjny
  • System bankowości cyfrowej
  • System prezentacji i dystrybucji danych rynkowych
  • System do analizy transakcji inwestycyjnych anti-fraud

Stworzenie tych aplikacji pochłonęło trzy lata pracy kilkunastoosobowego zespołu, ale dawały one strategiczną przewagę konkurencyjną w dziedzinie akwizycji i obsługi klientów (unique customer experience), a oszczędności kosztowe pozwalały oferować znacznie lepsze ceny dla użytkowników.

Proces licencyjny był niezwykle pracochłonny, pochłonął kilkanaście miesięcy, ale pomimo tego, że był prowadzony w okresie pandemii Covid-19, przebiegł bardzo sprawnie. 30 listopada 2020 roku Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) udzieliła zezwolenia na prowadzenie działalności maklerskiej spółce Fair Place Finance SA z siedzibą w Łodzi i zatwierdziła Filipa Lachowskiego na prezesa zarządu. Zezwolenie KNF obejmowało: 

  • przyjmowania i przekazywania zleceń nabycia lub zbycia instrumentów finansowych;
  • wykonywania zleceń nabycia lub zbycia instrumentów finansowych na rachunek dającego zlecenie;
  • zarządzania portfelami, w skład których wchodzi jeden lub większa liczba instrumentów finansowych;
  • doradztwa inwestycyjnego;
  • przechowywania lub rejestrowania instrumentów finansowych, w tym prowadzenia rachunków papierów wartościowych, rachunków derywatów i rachunków zbiorczych, oraz prowadzenia rachunków pieniężnych;
  • wymiany walutowej, w przypadku gdy jest to związane z działalnością maklerską, w zakresie wskazanym w art. 69 ust 2 ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi

i w pełni umożliwiało  wdrożenie wdrożenie innowacyjnego modelu biznesowego. 

Początek działalności operacyjnej potwierdza założenia biznesowe. 

WealthSeed rozpoczął swoją działalność operacyjną w pełnym zakresie na początku 2022 roku i zaczął szybko pozyskiwać klientów. 

Reakcja ekspertów i mediów była bardzo pozytywna, co nie było wcale oczywiste wziąwszy pod uwagę, że dotychczasowy tradycyjny model biznesowy banków i firm inwestycyjnych nie był poddawany krytyce. Maciej Samcik, najbardziej wpływowy i popularny bloger finansowy, wejście WealthSeed na rynek opatrzył tytułem: „Inwestowanie na całym świecie i codzienne bankowanie w jednej aplikacji? WealthSeed przekonuje, że to możliwe”, a następnie trafnie identyfikował innowacyjne wyróżniki projektu: „Tak jak mBank przyniósł w Polsce erę bankowości internetowej, a Bank Smart (choć nie przetrwał) był pierwszym bankiem w smartfonie, tak WealthSeed – budowana przez z grubsza tę samą ekipę – ma być pierwszą aplikacją, która połączy codzienne bankowanie i inwestowanie na całym świecie. Kilka tysięcy spółek dostępnych „na jeden klik”, kilkaset ETF-ów, aktywa oparte na kryptowalutach, a do tego fundusze oraz portfele budowane przez robodoradcę od BlackRock – to ma wyróżnić WealthSeed. A do tego przyjemna aplikacja mobilna do zarządzania tym wszystkim, darmowe konta bankowe w złotych, euro i dolarach, wielowalutowa karta debetowa i kantor walutowy online. Czy takie połączenie ma sens? I czy może się udać?

Depozytów bankowe w praktyce są w Polsce synonimem oszczędzania, podczas gdy oszczędzanie może przybierać różne inne formy, często bardziej korzystne z punktu widzenia efektywności pomnażania majątku. Struktura aktywów finansowych Polaków w stosunku do benchmarku (Czechy, Francja, Hiszpania, Niemcy, Szwecja, USA) pokazuje ogromne dysproporcje. 

Dlatego WealthSeed postawił na stworzenie ekosystemu, który promuje oszczędzanie poprzez inwestowanie w różne instrumenty finansowe i umożliwia to w jednym miejscu, co pozwala na dywersyfikację i kontrolę wyników w czasie rzeczywistym.

Ekosystem WealthSeed na smartfonie

Stworzenie platformy, która zapewniała pełną funkcjonalność transakcyjną i płatniczą w połączeniu z inwestowaniem na światowych rynkach w akcje i ETF-y, zakup polskich i zagranicznych funduszy inwestycyjnych oraz zarządzanych portfeli inwestycyjnych  wymagało solidnego  fundamentu technologicznego i nawiązania relacji z wieloma instytucjami finansowymi w Polsce i zagranicą.  Dzięki integracji innowacji technologicznych z unikalnym modelem biznesowym (oferta produktowa) WealthSeed mógł z powodzeniem konkurować z bankami, firmami inwestycyjnymi w Polsce i najlepszymi zagranicznymi neobrokerami  i robodoradcami.

Partnerzy WealthSeed

 Wraz z udzieleniem licencji maklerskiej, uruchomieniem platformy inwestycyjnej i rozpoczęciem działalności, zakończył się sukcesem, niezwykle istotny, pierwszy okres życia naszego start-upu. Następnie przyszedł czas na pozyskanie kapitału na ekspansję rynkową w Polsce i zagranicą. Zakładaliśmy od początku, że to nie będzie łatwe, ale wykonalne.

Start-up potrzebuje paliwa by jechać. Fundraising kluczem do sukcesu. 

Finansowanie start-upu na drodze venture capital jest trudnym, wieloetapowym procesem , obejmującym różne źródła finansowania w zależności od fazy rozwoju firmy.

Przykładowy schemat finansowania start-upu na drodze venture capital

1. Faza zalążkowa (Seed Stage)

  • Finansowanie: Oszczędności własne, rodzina i przyjaciele, aniołowie biznesu.
  • Kwota finansowania: do kilkuset tysięcy dolarów.
  • Cel: Badań rynkowe, prototyp produktu, stworzenie zespołu.
  • Typ Inwestora: Aniołowie biznesu, inkubatory przedsiębiorczości, early stage VC 

2. Faza startowa (Start-Up Stage)

  • Finansowanie: Aniołowie biznesu, fundusze VC.
  • Kwota finansowania: do kilku milionów dolarów.
  • Cel: Wprowadzenie produktu na rynek, rozwój technologi, marketing.
  • Typ inwestora: Aniołowie biznesu, fundusze early stage VC 

3. Faza rozwoju (Early Stage)

  • Finansowanie: Fundusze VC.
  • Kwota finansowania: Kilka do kilkunastu milionów dolarów.
  • Cel: Ekspansja rynkowa, rozwój operacji i struktury organizacyjnej.
  • Typ inwestora: Fundusze VC, inwestorzy strategiczni.

4. Faza ekspansji (Expansion Stage)

  • Finansowanie: Duże fundusze VC, inwestorzy instytucjonalni.
  • Kwota finansowania: Kilkanaście do kilkudziesięciu milionów dolarów.
  • Cel: Międzynarodowa ekspansja, przejęcia, zwiększenie skali operacji.
  • Typ inwestora: Fundusze VC, fundusze PE, inwestorzy instytucjonalni.

5. Faza przed IPO (Pre-IPO Stage)

  • Źródło finansowania: Fundusze private equity, banki inwestycyjne.
  • Kwota finansowania: Kilkadziesiąt do kilkuset milionów dolarów.
  • Cel: Wejście na giełdę, finalizacja strategii wyjścia.
  • Typ inwestora: Fundusze private equity, inwestorzy instytucjonalni.

6. Faza IPO (Initial Public Offering)

  • Finansowania: Publiczny rynek kapitałowy.
  • Kwota finansowania: W zależności od wielkości oferty publicznej.
  • Cel: Kapitał na dalszą ekspansję, wyjście wcześniejszych inwestorów.
  • Typ inwestora: Inwestorzy indywidualni, fundusze inwestycyjne, fundusze emerytalne.

W przypadku WealthSeed schemat finansowania był niestandardowy, bo założyciele Sławomir Lachowski, Filip Lachowski i Piotr Gawron wyłożyli 6,2 PLN, aby pokryć koszty działania  Fazy 1 i 2, przez okres blisko 4 lat. Podjęliśmy znaczne ryzyko finansowe, przy założeniu, że przyjdzie nam łatwiej pozyskać dodatkowe finansowanie, kiedy firma uzyska niezbędne licencje (ryzyko regulacyjne) i z sukcesem wdroży platformę inwestycyjną na bazie własnych rozwiązań technologicznych (operational risk). 

Pierwotny plan finansowania i fundraising

Biznes Plan zakładał, konieczność pozyskania 20 mln Euro na rozwój w okresie następnych trzech lat, co pozwalało osiągnąć rentowność i na dalszym etapie samodzielnie  finansować rozwój. 

Celem WealthSeed było mieć w 2028 roku 436 tysięcy klientów, z czego 150 tys. w Polsce, a reszta w CEE i Europie Zachodniej. Przewidywany zysk netto w 2028 roku 15 mln EUR.

Fundraising Fazy 3 (Early Stage) w naszym przypadku zakładał pozyskanie 4,5 mln EUR od inwestorów krajowych lub zagranicznych, potrzebnych na pozyskanie 30 tysięcy klientów w Polsce w ciągu następnych 12 miesięcy i przygotowanie ekspansji zagranicznej w UE na bazie Europejskiego Paszportu dla Usług Finansowych.

Early Stage: I runda fundraising na rozwój

Spotkania z potencjalnymi inwestorami rozpoczęły się w czwartym kwartale 2021 pokazały duze zainteresowanie i napawały optymizmem, że proces pozyskania kapitału zamknie się zgodnie z założeniami w 1Q 2022. W styczniu 2022 FPF podpisał Term Sheet z zagranicznym funduszem VC, który miał być liderem w tej fazie, a następnie przejąć rolę inwestora strategicznego. 24 lutego 2022 nastąpiła inwazja wojsk rosyjskich na Ukrainę i rozpoczęła się wojna w kraju sąsiadującym z Polską. To nieoczekiwane zdarzenie całkowicie zmieniło rzeczywistość geopolityczną i gospodarczą w Polsce i na świecie. Wojna na Ukrainie zahamowała całkowicie finansowanie przez zagraniczne fundusze VC projektów fintech w Polsce. Polskie fundusze VC są za małe i co do zasady skłonne raczej do współinwestowania w projekty globalne wymagające znaczących środków.  Dodatkowo polityka inwestycyjna państwowych funduszy VC podczas rządów PiS była nieprzejrzysta i preferncyjna dla politycznych układów. W ten sposób świetnie zapowiadający się projekt stanął na krawędzi przepaści. W sytuacji force majeure w sierpniu 2022 roku sfinalizowaliśmy rundę Family&Friends zapewniając 9,7 mln PLN na okres przejściowy mając nadzieję, że wojna się skończy w okresie najbliższych 12 miesięcy i sytuacja wróci do normy. Założyciele zainwestowali dodatkowo 4 mln PLN, aby runda mogła dojść do skutku, ale trzeba przyznać, że pozostali inwestorzy podejmowali bardzo wysokie ryzyko wspierając przedsięwzięcie w takim momencie.  

Pomimo ograniczeń kapitałowych, bo finansowanie było opóźnione i stanowiło zaledwie ½ potrzeb na kampanię marketingową, WealthSeed pozyskał w 2022 roku blisko 10 tysięcy klientów i w ciągu jednego roku znalazł się w zestawieniu największych domów maklerskich na 16 miejscu w Polsce, tuż za Bankiem Millenium. To był najlepszy dowód, że model biznesowy i operacyjny sprawdziły się w trudnych warunkach i z optymizmem można było patrzeć w przyszłość, gdyby nie trwająca wojna w Ukrainie, która ze względu na ryzyko geopolityczne uniemożliwiała pozyskanie kapitału na rynku venture capital. Nie poddawaliśmy się, w ciągu 18 miesięcy procesu fundraising, zespół WealthSeed odbył blisko 100 spotkań z potencjalnymi inwestorami venture capital z Polski i zagranicy. Jako Założyciel i główny akcjonariusz, uczestniczyłem w niektórych spotkaniach i muszę powiedzieć, że to było niezwykle frustrujące doświadczenie. Prezentacja przedsięwzięcia wzbudzała z reguły uznanie, a czasem nawet zachwyt, a gdy przechodziliśmy do sedna sprawy, czyli inwestycji, to ciągle pojawiały się te same komunikaty: „bad timing, szczególnie dla takiego projektu, ryzyko geopolityczne, groźba światowego kryzysu gospodarczego, trzeba poczekać na stabilizację sytuacji, najlepiej do zakończenia wojny” . Fakty mówią same za siebie, finansowanie venture capital dla tego rodzaju projektów z dnia na dzień zostało wstrzymane. Doświadczenie WealthSeed potwierdza znaną regułę, że timing i miejsce inwestycji są tak samo ważne jak pomysł, zespół i doskonałość operacyjna. Po prostu wszystkie czynniki muszą jednocześnie się objawić, inaczej nie ma szans na powodzenie, dlatego właśnie tak mała część start-upów odnosi sukces. W przypadku WealthSeed, wojna w Ukrainie (timing) i Polska (miejsce), jako kraj sąsiadujący z obszarem działań wojennych na skalę nienotowaną od końca II wojny światowej, razem potęgowały negatywny wpływ i w rezultacie uniemożliwiły pozyskanie potrzebnego kapitału. Nie pozostało nam nic innego jak pivot, który mógł zapobiec najgorszemu. Pivot to strategiczna zmiana w modelu biznesowym startupu, mająca na celu dostosowanie się do rynku, zwiększenie szans na sukces i osiągnięcie lepszych wyników. Pivot może obejmować zmianę produktu, grupy docelowej, strategii rynkowej lub innych kluczowych elementów działalności.

Pod koniec kwietnia 2023 roku zespół WealthSeed podjął decyzję o głębokiej restrukturyzacji działalności, zaprzestaniu działalności B2C, rezygnacji z licencji maklerskiej i małej instytucji płatniczej, likwidacji obsługi klienta indywidualnego na bazie platformy WealthSeed, przy jednoczesnej kontynuacji działalności B2B na bazie posiadanych aktywów w postaci software, który może być oferowany bankom, domom maklerskim i innym klientom instytucjonalnym. 

W komunikacie o zmianie strategii szef projektu WealthSeed, Filip Lachowski, podkreślił, że: 

– Strategiczne decyzje biznesowe kierują się nieubłaganą logiką wyboru najbardziej prospektywnych kierunków rozwoju na bazie optymalizacji wykorzystania ograniczonych zasobów ludzkich i kapitałowych. W tym kontekście należy rozumieć zaniechanie świadczenia usług dla klientów detalicznych na  platformie inwestycyjnej WealthSeed, której model biznesowy zintegrowanego ekosystemu bankowo-inwestycyjnego jest bez wątpienia przełomowy i będzie wyznaczał kierunki oszczędzania poprzez inwestowanie w najbliższej przyszłości, ale obiektywnie rzecz biorąc wymaga dużych nakładów kapitałowych do osiągnięcia rentowności w okresie co najmniej trzech lat, co dla fintechowego start-upu w ekstremalnie trudnych warunkach geopolitycznych stało się przeszkodą nie do pokonania. Zaprzestajemy świadczenia usług dla klientów indywidualnych z pewnym żalem, bo to oznacza rezygnację bezpośredniego uczestnictwa w kształtowaniu przełomowych zmian ekosystemu oszczędzania, które będą nieuchronnie następować jako rezultat rewolucji technologicznej i wzrostu świadomości, że oszczędzanie, w tym szczególnie mądre inwestowanie, jest najlepszym sposobem zapewnienia wolności finansowej na emeryturze.

WealthSeed miał bardzo ambitny plan, aby zmienić stereotyp oszczędzania zdominowany przez lokaty bankowe na oszczędzanie poprzez inwestowanie i racjonalne zarządzanie finansami osobistymi. W tym celu zbudowany został wyjątkowy ekosystem bankowości cyfrowej zintegrowanej z wszystkimi istotnymi kategoriami inwestycji finansowych. Filozofia biznesowa opierała się na potwierdzonym badaniami przekonaniu, że klienci indywidualni preferują dostępność usług bankowych i inwestowanie w jednym miejscu. 

Oferta WealthSeed koncentrowała się na zapewnieniu dostępu do szerokiego zakresu lokalnych i globalnych instrumentów finansowych, eliminacji wszelkiego rodzaju produktów spekulacyjnych, z naciskiem na niski koszt obsługi.  Darmowy dostęp do globalnych rynków kapitałowych, zaledwie 0,10% prowizji na GPW, zwrot 30% opłat za zarządzanie dla inwestycji w fundusze, pozycjonowały WealtSeed jako lidera cenowego. Żaden fintech ani bank nie posiadał porównywalnej oferty. 

Uzyskanie licencji KNF pozwalających prowadzić działalność inwestycyjną w ramach platformy WealthSeed to było wyzwanie i ogrom pracy w ciągu blisko dwóch lat, ale zaprzestanie działalności i wygaszenie licencji było nie mniej skomplikowane zadanie, bo należało to zrobić nie narażając klientów na niedogodności nie mówią co kosztach, przy spełnieniu wszelkich wymagań regulacyjnych. W ścisłej współpracy z UKNF, przeprowadzono największą w historii operację wypowiedzenie umów o świadczenie usług inwestycyjnych i usług powiązanych klientom indywidualnym oraz efektywne zamknięcie ponad 10 tysięcy kont maklerskich. To była jedyna w swoim rodzaju operacja w historii rynku inwestycyjnego w Polsce i jednocześnie dowód, że niepowodzenie projektu biznesowego nie musi stanowić zagrożenia dla bezpieczeństwa rynku, jeśli aktorzy postępują w sposób w pełni profesjonalny i odpowiedzialny.   

Spółka zakończyła wygaszanie działalności maklerskiej w uporządkowany sposób, cały czas odpowiednio wspierając klientów, w dniu 31 lipca 2023 roku.

WealthSeed złożył wypowiedzenia umów wszystkim klientom w dniu 7 czerwca 2023 roku, a następnie w ciągu niecałych dwóch miesięcy udało się wyprowadzić wszystkie aktywa klientów (inwestycje i środki pieniężne) z platformy FPF. Co ważne, cały proces przebiegł w uporządkowany sposób, przy ciągłym wsparciu klientów oraz z bardzo ograniczoną liczbą reklamacji. Dodatkowo udało się skutecznie przeprowadzić szereg bardziej skomplikowanych operacji, takich jak wyprowadzenie z platformy papierów wartościowych wycofanych z obrotu, czy też przeprocesować wszystkie dyspozycje przeniesienia polskich papierów wartościowych. 1 września FPF wystąpiła do KNF z wnioskiem o uchylenie licencji firmy maklerskiej, która została uchylona 26 września kończąc szereg obowiązków regulacyjnych.

Fair Place Finance S.A. kontynuuje działalność jako softwarehouse, który oferuje szereg autorskich rozwiązań z zakresu bankowości i inwestycji na bazie licencji i SaaS.

Początek. Ridgefield – Chattanooga – Lafayette- San Antonio. Początek.

Wpis z 4 stycznia 2009

Po upływie tygodnia od przybycia do USA, wreszcie wyruszyliśmy w drogę 4 stycznia 2009 roku. Pierwotny plan zakładał wylot z Polski 29 grudnia 2008, odbiór samochodu 30 grudnia 2008 i start w Sylwestra, by Nowy Rok spędzić w Nashville. Jak się okazało, nawet Szwajcarzy zawodzą. Ernst Mueller, właściciel firmy TransAtlantic RV Rent, specjalizującej się głównie w wynajmie samochodów, przyczep i RV na dłuższe okresy dla Europejczyków podróżujących po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, starał się jak mógł, ale amerykański bezwład końca roku kalendarzowego wziął nad nim górę. Maggiolina Extreme – namiot montowany na dachu, dotarł UPS-em z pięciodniowym opóźnieniem, procedura przewłaszczenia samochodu Jeep Wrangler Unlimited Rubicon trwała dłużej niż zwykle, wreszcie przesyłka tablic rejestracyjnych z Florydy, wysłanych Fedex-em, szukała swego adresata trzy dni. Zdeterminowani, wyruszyliśmy rano 4 stycznia bez tablic, licząc, że odbierzemy je w Houston, wysłane przesyłką Overnight Express US Postal Service. Przepisy w USA mówią, że mając dokument rejestracji auta, przez 30 dni można poruszać się na tymczasowych tablicach rejestracyjnych, które można zrobić sobie samemu (wydrukować i pozostawić w widocznym miejscu w samochodzie).

Ogromną, nie do przecenienia, merytoryczną pomoc w całym okresie przygotowań do wyprawy, podtrzymując nas na duchu w trudnych momentach, świadczyli nam Basia i Edek, znajomi z okresu studiów, którzy wyemigrowali najpierw do Kanady, a później do USA. Edek zrobił spektakularną karierę w Kanadzie i kontynuował ją w USA. Dziś mieszkają w Ridgefield, miasteczku powstałym przed stu laty jako miejscowość weekendowa bankierów z Wall Street, gdzie w pobliżu, w pięknej posiadłości J.P. Morgana, przekształconej we francuską restaurację, można zjeść dzisiaj niezłą kolację.

O 7:00 rano ruszyliśmy. Naszym zamiarem było dotrzeć do granicy z Meksykiem w ciągu trzech dni. Po drodze musieliśmy jednak odebrać tablice rejestracyjne w urzędzie pocztowym w Houston na poste restante. Pierwszy dzień upłynął bez większych problemów. Wysoki poziom adrenaliny i entuzjazm pozwolił nam przejechać kawał drogi, bo aż 1500 km. Zatrzymaliśmy się na nocleg w Chattanooga, znanej z tytułu piosenki „Chattanooga Choo Choo”. Podróż samochodem w Stanach Zjednoczonych to łatwizna. Drogi doskonałe, aż do znudzenia równe i proste, infrastruktura stworzona na potrzeby społeczeństwa i cywilizacji „on the wheel”, nie wyrafinowana, ale do bólu praktyczna, przeto przebyte mile zwiększały się szybko.

Pierwszy dzień podróży to poznawanie auta i wsłuchiwanie się w każdy podejrzany odgłos dodatkowo zamontowanych konstrukcji. Namiot na dachu to swego rodzaju eksperyment – Maggiolina Extreme wymaga mocowania na stabilnym twardym dachu, nasz Wrangler jest co prawda wyposażony w hard top, ale to tylko plastikowy, demontowany w kilka minut dach. Konstrukcja i namiot ważą ponad 75 kg. Montaż został wykonany na bagażniku THULE, które w standardzie nie jest dostosowane do Wranglera. Aluminiowe listwy wzmacniają dach i do nich przykręcone zostały poprzeczki THULE. Początkowo nie przekraczałem prędkości 60 mil/h, ale po kilku godzinach przyzwyczailiśmy się do jęków stelażu i prędkość podróżna podniosła się do 75 mil/h. Sobota bez ciężarówek, podobnie jak niedziela, pomogły nam połknąć szmat drogi. Szczęśliwi zasnęliśmy kilka minut po godz. 1:00 w nocy, by obudzić się o 6:00 rano.

Bez śniadania, marząc o mocnej kawie ze Starbucksa i muffinie lub croissancie, wyjechaliśmy po zatankowaniu auta. Galon za 2 dolary to dwa razy taniej niż w Polsce i wtedy pragnienie Rubiego nie jest dotkliwe, nawet gdy wzrasta do 18-20 l/100 km przy prędkości 140 km/h. Liczba kawiarni sieci Starbucks w Stanach Zjednoczonych przekroczyła już liczbę „restauracji” McDonald’s, ale na trasie, w przydrożnych Food Center towarzyszących stacjom benzynowym są nadal rzadkością. Starbucks dokonał kilkanaście lat temu rewolucji w kulturze picia kawy w USA, wprowadzając na rynek espresso, latte, cappuccino i macchiato, ale w dalszym ciągu ogranicza się to do dużych miast. Być może dlatego, że za kawę w Starbucks trzeba zapłacić od 2,50 do 3,80 dolara, a gdzie indziej są to grosze albo otrzymuje się ją za darmo jako dodatek do posiłku. Tyle, że to woda zabarwiona na brązowo, a nie kawa. Ostatecznie, gdy wypatrzyliśmy już oczy bez skutku, a trzeba było zatankować paliwo, zjedliśmy sałatki w McDonald’s jako śniadanie/lunch. W zamian za to postanowiliśmy wieczorem zjeść dobrą kolację w Lafayette (Luizjana), mając nadzieję potwierdzić zalety połączenia smaków karaibskich i francuskich.

Dojeżdżając do celu, zatrudniłem GPS do wyszukania Wal-Mart Supercenter, gdzie zgodnie z planem zrobiliśmy część zakupów uzupełniających. Z Polski zabraliśmy niewiele bagażu, zakładając, że na długą podróż wiele rzeczy kupimy korzystnie w USA. Trzeba sobie wyobrazić, że musimy być przygotowani na zimę w USA, chłodne noce na dużych wysokościach (2600-3500 m) w Meksyku, Ekwadorze i Peru, jak również gorąco tropików. Poza tym ja miałem zamiar wejść na kilka wulkanów i pięknych gór mijanych po drodze. Dlatego w bagażu znalazł się sprzęt wspinaczkowy z rakami włącznie.

Wal-Mart to mój ulubiony supermarket w Stanach, być może dlatego, że zaczerpnąłem wiele z jego filozofii działania tworząc mBank. Główne przesłanie, zawsze najlepsze ceny, bazuje na doskonałości operacyjnej, niedoścignionej dla konkurencji. W Wal-Mart można kupić zaledwie kilka towarów w każdej kategorii, ale za to w dobrej jakości. Z reguły jest to towar produkowany wyłącznie dla Wal-Mart pod jego marką i odpowiadający mu towar znanej powszechnie marki i dobrej jakości. Nie ma dziesiątków marek soków pomarańczowych, wód mineralnych itp., ale dwie, trzy, za to dobrej jakości i najlepszej cenie na rynku. Wal-Mart ma szeroki wybór sprzętu campingowego, narzędzi, artykułów motoryzacyjnych, które nas interesowały. Nie zawiodłem się – potrzebne rzeczy kupiliśmy bez problemów, włącznie z rowerami (Marzena wypatrzyła nawet markowy rower górski JEEP w doskonałej cenie).

Resztę zakupów zrobiliśmy w REI (http://www.rei.com/) w Houston, moim zdaniem najlepszym sieciowym specjalistycznym sklepie outdoorowym w USA. Ostatecznie, po północy 7 stycznia, dotarliśmy do San Antonio gotowi do przekroczenia granicy. Nie było czasu na poszukiwania hotelu, więc GPS namierzył Holiday Inn Express według kryterium centrum, który w rzeczywistości okazał się Hotelem Mimosa (http://www.visitsanantonio.com/visitors/sleep/accommodation-details/index.aspx?id=1447). Hotel był częściowo w remoncie, jak się później okazało, realizowanym przez firmę należącą do Polaka od 20 lat przebywającego w USA, który miał podwyższyć jego kategorię. Po krótkiej rozmowie dostaliśmy special price offer i wyremontowany apartament za 90 dolarów, wart w normalnych warunkach pewnie trzy razy tyle.

Nazajutrz segregacja bagażu i pakowanie samochodu na długą podróż, co nie było bynajmniej łatwe, bo wybieramy się na wyprawę, która ma trwać trzy miesiące. Wieczorem uroczysta kolacja w The Fig Tree Restaurant (http://www.figtreerestaurant.com/) – doskonały amerykański steak i niezłe kalifornijskie wino. Pod naciskiem uwag mieszkańców nie zaryzykowaliśmy powrotu na piechotę. Jutro rano, przekraczając granicę z Meksykiem, wjedziemy na właściwą Panamericanę, rozpoczynając tym samym wyprawę Carretera Panamericana Expedicion 2009.