Od rana „sprawy biurowe”. Wyszliśmy z hotelu dopiero ok 10 tej. Zwiedziliśmy centrum Piury – Plaza de Armas i Katedre, wykupiliśmy podstawowe ubezpieczenie OC – czyli SOAT, potem o 12.15 szybkie śniadanie w Don Parce (na wspomnienie wczorajszej doskonałej kolacji). Sławek oczywiście zamówił danie firmowe – Desayuno Don Parce, czyli kawałki wołowiny duszone z juką, boczkiem, pomidorami, papryką i dużą ilością cebuli. Wyglądało apetycznie, ale ….. nie na śniadanie!
Ruszyliśmy w kierunku Chiclayo i nagle tuż za Piurą zniknęła zieleń, zniknęły wioski, wjechaliśmy w pustynię – Desierto de Sechura . I to było ciekawe doświadczenie: pustynia z …. kałużami wody gdzie niegdzie. Oczywiście jesteśmy tu w porze deszczowej i przez 3 miesiące w roku pustynia dostaje trochę wody. Przynajmniej raz dziennie pada duży deszcz, nagle pojawiają sie kałuże, po czym równie szybko znikają.
Przed Chiclayo, w Lambayeque skręcamy z Panamericany, żeby odwiedzić ruiny w Tucume, zgodnie z informacją w przewodniku – „out of gringo trail”. Docieramy ok. 16 – tej, słońce już na zachodzie, wyzwoliło nas od południowego upału. Jesteśmy prawie jedynymi zwiedzającymi. Z Muzeum wchodzimy na teren wykopalisk archeologicznych. W bezpośrednim sąsiedztwie, niemal w cieniu piramid biedne chaty, kury, koguty, bose dzieci – po 500 latach nowa cywilizacja walczy o przetrwanie. 26 piramid zbudowanych z adobe (mieszanka gliny z drobnymi kamieniami i małymi kawałkami muszli) z trudem broni się przed upływem czasu – wyglądają znacznie bardziej żałośnie niż ruiny np. Teotihuacanu czy Majów w Chiapas, na Jukatanie bądź w Gwatemali czy Hondurasie, które były wznoszone z trwalszego budulca, ale też których restaurację podjęto wcześniej. Ale mimo tego miejsce nas wciąga. Wspinamy się na punkty widokowe Cerro Purgatorio – góry, która bez żadnej przyczyny wyrasta nagle na pustyni, a wokół niej cywilizacja Sican (zwana tez Lambayeque) zbudowała na prawie 200 hektarach swoją drugą stolicę (pierwsza była Batan Grande). Cisza, pustka wokół i zachodzące słońce pozwoliły nam poczuć ogromną energię tego miejsca. O wielkości tej cywilizacji świadczą eksponaty dwóch muzeów: Museo Tumbas Reales w Lambayeque i Museo Sican w Ferrenafe, w pobliżu Chiclayo. Już potem, zwiedzając Chan Chan – stolicę Chimu przewodniczka powiedziała nam, że ruiny w Tucume mają szansę doczekać się na odpowiednie fundusze i rekonstrukcję.
Zanim tereny płaskowyżu północnego podbili i zajęli Inkowie ok. 1470 roku, zajmowały je trzy następujące po sobie cywilizacje: Moche (100 r. pne do ok. 850 r. ne), Sican, zwana tez Lambayeque (od ok. 750 r. do 1375 r.) i mniej więcej współczesna jej Chimu (900 r. do ok. 1475 r.). Przyczyną upadku cywilizacji Moche, a zapewne też w dużej mierze Sican był zapewne, jak twierdza archeologowie, fenomen El Nino, ciepły prąd morski, połączony z ulewnymi deszczami i powodziami, który do dziś periodycznie zagraża tym terenom, a w ostatnim półwieczu jego cykle uległy skróceniu i nasileniu ze względu na ocieplenie klimatu (ulewne deszcze i powodzie w 1983 i 1998 roku były przyczyną klęski żywiołowej na tym obszarze).
Z Tucume ruszyliśmy w kierunku Ciudad de Dios – skrzyżowania, z którego skręca się w kierunku następnego naszego celu – miasta Cajamarca. Doświadczenia z ostatniej nocnej górskiej podróży w Ekwadorze, gdy próbowaliśmy już po zmierzchu, w deszczu, we mgle dotrzec do granicy Ekwadoru z Peru na tyle nas zniechęciły, że poszukaliśmy noclegu w pobliżu – w Pacasmayo.