Mendoza – dzień 90-92


Zobacz dużą mapę

Mendozę odwiedzałem w przeszłości dwa razy, najpierw wspólnie z Marzeną objeżdżając winnice Lujan de Cujo i Maipu, później tylko przejazdem w drodze do Puente del Inca skąd wyruszyliśmy na najwyższy szczyt Ameryki Południowej – Aconcagua (6962 m). Nie było więc powodu by przyjechać do Mendozy, zwłaszcza, że granicę z Chile przekroczyliśmy kilkaset kilometrów na północ na przełęczy Paso de San Francisco. Mendoza leży na szlaku klasycznej Panamericany, która skręca w Santiago de Chile na wschód i wiedzie przez Andy omijając Aconcagua. National Geographic sklasyfikował Mendozę wśród Top 10 najciekawszych miast historycznych na świecie. To zaskakujące, ale wyjaśnieniem może być fakt, że to właśnie w Mendozie Jose de San Martin (ówczesny gubernator stanu Cuyo) organizował armię, która wyzwoliła Chile i Peru.

Znajomi Belgowie Dirk i Lieve, których spotkaliśmy na trasie jechali tradycyjną Panamericaną nie zbaczając z trasy i zamierzali zostać w Mendozie kilka dni. Planując pozostawienie samochodu w Argentynie na kilka miesięcy poszukiwaliśmy bezpiecznej i dogodnej logistycznie lokalizacji, wszakże zamierzamy w przyszłości pojechać na Ziemię Ognistą jadąc przez Patagonię Argentyńską i Chilijską. Mendoza to punkt na trasie tej planowanej wyprawy, niezależnie czy droga będzie wiodła na południe przez terytorium Argentyny, czy też przez Chile wybrzeżem Pacyfiku. Stąd do Santiago de Chile to ok. 380 km. Znamy w Mendozie współwłaściciela winnicy Familia Zuccardi. Jego wina sprowadza do Polski nasz przyjaciel i mogę się pochwalić ich posiadaniem w swojej piwnicy. To były dwa powody, dlaczego skręciliśmy do Mendozy.

Przyjeżdżając do Mendozy byliśmy w zasadzie na starych śmieciach, ale w międzyczasie wiele się tutaj zmieniło. Kilka lat gospodarczej prosperity na świecie widać w Mendozie, której źródło bogactwa to produkcja wina i oliwek, eksportowanych zagranicę. To największy, najbardziej znany i dotychczas najbardziej ceniony region produkcji wina w Argentynie, która w ostatnich latach stara się za wszelką cenę dorównać w tym względzie sławnemu sąsiadowi z zachodu. Produkcja oliwek kwitnie głównie w prowincji Rioja, ale Cujo rozwija ją także z sukcesem. Położenie winnic w okolicach Mendozy jest wyjątkowe. Płaskowyż na wysokości 1000 m w bezpośredniej bliskości Andów widocznych na horyzoncie stwarza bardzo dobre warunki do uprawy. Lato ciepłe i suche, ale kanały i system irygacji gruntów zapoczątkowany przez Indian Huarpes w okresie prekolumbijskim dostarcza wodę z lodowców andyjskich do miasta i na tereny uprawne. W Europie irygacja gruntów winnic jest prawnie zabroniona, tutaj bez sztucznie doprowadzonej wody winnice nie mają szans istnienia. Niegdyś, jeszcze dwadzieścia lat temu większość wina produkowanego w kraju Argentyńczycy wypijali sami do konsumpcji doskonałego mięsa, którego też mają pod dostatkiem z krów pasących się na Pampie. Wino sprzedawano w 5l bukłakach i nikt specjalnie nie pytał o apelację i rodzaj. Dziś kultura produkcji i spożycia jest bliska europejskiej, a jakość win argentyńskich wzrasta z roku na rok. Pojawiają się nowe regiony na mapie produkcji wina, jak Patagonia o której jeszcze kilka lat temu nikt nie słyszał.

Najsłynniejsze winnice znajdują się w Lujan de Cujo oraz Maipu, na południowy-zachód północny- wschód od Mendozy. Winnice można zwiedzać w określone dni, ale te najlepsze tylko umawiając się uprzednio na wizytę. Największe winnice , dobrze znane szerokiej publiczności, ma ją na swoim terenie kompleksy restauracyjne, gdzie można spróbować lokalnego wina i dobrze zjeść. Argentyńczycy potrafią się bawić i celebrować posiłki, dlatego te restauracje w winnicach cieszą się dużą popularności wśród turystów przyjeżdżających do Mendozy.

W Mendozie zdarzyła się nam zabawna historia. Zapomniałem nazwę restauracji, gdzie byliśmy na kolacji przed laty z Marzeną, a wspomnienia mieliśmy bardzo dobre, więc w hotelu Argentino, gdzie spaliśmy pierwszą noc, zapytaliśmy po prostu o restaurację, gdzie podają najlepszy stek w mieście, mają dobrą kartę win i jest to miejsce spotkań ludzi z Mendozy. „Francis Mallman” – brzmiała odpowiedź. Pojechaliśmy na kolację na 22.30, bo wcześniej nie było wolnych miejsc. Ku naszemu zdumieniu, to była nasza restauracja sprzed 6 lat. Znajduje się w budynku na terenie starej winnicy Escorihuela, która produkuje dziś doskonałe wina w niewielkich ilościach. Befsztyk w krajach Ameryki Południowej to z reguły duży cienki płat wołowiny, nie mający nic wspólnego z naszym wyobrażeniem o kawałku smakowitego i soczystego mięsa mięsa grubości 3-5 cm. Dlatego tęskniłem za Argentyną, gdzie produkuje się najlepszą wołowinę na świecie. Już w La Rioja odwiedziliśmy restaurację typu parillada, gdzie serwuje się głównie mięso przyrządzane w tradycyjny argentyński sposób tj. podaje się przeróżnie przyrządzone wszystkie części krowy. W Mendozie mamy pecha. Poprzednio w tej samej restauracji Chardonnay Escorihuela okazało się kwaśne i trzeba było wymienić , ale to nic, bo takie przypadki się muszą zdarzyć (ok. 4% butelek zamykanych korkiem jest nieszczelnych co powoduje psucie się wina). Tym razem zamówiony przeze mnie ribye steak medium/rare okazał się tak twardy, że po przeżuciu kilku kęsów zostawiłem go na talerzu delektując się doskonałym filet mignon Marzeny, który był wystarczająco duży by zaspokoić apetyt nas obojga. Na moją uwagę, że to był najgorszy ribye steak, jaki jadłem, początkowa reakcja była nijaka. Ale później przyniesiono dwa kielichy szampana z przeprosinami, a na koniec trochę zaskoczony stwierdziłem, że w rachunku pominięto zapłatę za tę potrawę. Oto jak oczywista wpadkę można przeobrazić w pozytywne doświadczenie klienta.

Następnego wieczora wybraliśmy się ze znajomymi Belgami do Teatro Independencia na finał konkursu piosenki Tanga. Publiczność bawiła się doskonale, my także, chociaż w roli głównej wystąpił podstarzały konferansjer, mający ambicję odgrywać rolę gwiazdy. Następnego dnia ad hoc podjęliśmy decyzję, że jedziemy samochodem do Buenos Aires, by w ten sposób zakończyć podróż klasyczną Carretera Panamericana docierając do celu. W ten sposób mieliśmy okazję przejechać 1000km przez Pampę argentyńską.