Guayaquil – dzień 44-46


Zobacz dużą mapę

Guayaquil miasto jedynego spotkania Simona Bolivara z Jose de San Martin.

To dziś największe i najbogatsze miasto Ekwadoru. W przeszłości pełniło ważną funkcję portu pośredniego pomiędzy Peru i Meksykiem. W tym względzie niewiele się zmieniło, a nawet więcej, obecnie to jeden z najważniejszych portów w Ameryce Południowej na zachodnim wybrzeżu Pacyfiku. W lipcu 1828 r. doszło tutaj do historycznego spotkania dwóch wielkich przywódców Simona Bolivara i Jose de San Martina. Simon Bolivara, wówczas wyzwoliciel Kolumbii spotkał się z opromienionym sławą generałem, który wyzwolił Argentynę, Chile i zdobył Limę, stolicę Wicekrólestwa Peru, najważniejsze strategicznie miasto w imperium hiszpańskim w Ameryce Łacińskiej. Do dziś historycy wiodą spór jaki miała przebieg rozmowa pomiędzy nimi, której wynikiem była rezygnacja San Martina z funkcji Protektora Peru, przekazanie dowództwa wojsk w Peru Bolivarowi i w dalszej konsekwencji wyjazd do Europy na emigrację. Do tej chwili to San Martin miął więcej powodów do chwały, późniejsze osiągnięcia ugruntowały sławę Bolivara jako Wyzwoliciela – największego bohatera walki o niepodległość Ameryki Południowej, która trwa do dziś, chociaż ten pierwszy pod wieloma względami go przewyższał.
Kilkudniowy pobyt w Guayaquil okazał się nadspodziewanie przyjemny, miasto jest bardzo przyjazne dla turystów, posiada dobrą infrastrukturę i wiele atrakcji, w tym dobre restauracje z owocami morza.

Zamieszkaliśmy w Hostal Manso, który jest doskonale położony przy nadmorskim bulwarze – Malecon Simon Bolivar a dodatkowo charakteryzuje się wspaniałą rodzinną atmosferą. Spędziliśmy tutaj cztery dni załatwiając formalności związane z odbiorem Rubiego, który przypłynął tutaj z Panamy. Puerto Maritimo ma dwa terminale; Rubi na szczęście przypłynął do tego nowego, którego infrastruktura nie ustępuje w niczym nowoczesnym portom europejskim i amerykańskim. Latynoska organizacja, wyluzowane podejście do biznesu a nade wszystko inne wartościowanie upływającego czasu spowodowały, że rozładunek i odprawa celna trwały trzy dni, choć mogły trwać jeden dzień, ale nasz wynik w porównaniu z przygodami innych podróżników można uznać za bardzo dobry. Marzena umiejętnie negocjowała wykorzystując doskonałą znajomość hiszpańskiego, walczyła jak lew kiedy była taka potrzeba. Pomny doświadczeń z Panamy trzymałem dystans do biegu zdarzeń, wiedząc, że mój pośpiech niewiele znaczy. Wszakże zwykła kolej rzeczy nie ulega zmianie z powodu jakiegoś gringo. Wielokrotnie spotykałem się w Ameryce Południowej ze zdumieniem, niedowierzaniem, lekceważeniem dla mojego podejścia do życia, które niespecjalnie się wyróżnia w Europie, a tutaj kontrastuje z przyjętymi zasadami. Największe zdziwienie budzi w Latynosach, że my Europejczycy, jak tutaj przyjeżdżamy, to zamiast odpoczywać (leżeć plackiem na plaży lub wałęsać się po restauracjach) wynajdujemy wiele sposobów na to by się zmęczyć. Wyjścia w góry, wspinaczka, nurkowanie, jazda na rowerach w górach – wszystko to nie pasuje do spokojnego trybu życia mieszkańców tego kontynentu, którzy ponad miarę cenią sobie wygodę i zawsze mają dużo czasu, jakby nie miał wymiernego znaczenia.