Zamyślony człowiek siedzący w kawiarni z otwartym laptopem na stoliku, obok pokaźnej wielkości kubek kawy latte – to stygmat naszych czasów. Przegląda dokumenty lub surfuje w Internecie. Taki widok można spotkać w Warszawie, Londynie, Nowym Jorku i Bogocie. Pamiętam czasy, kiedy w Stanach Zjednoczonych podawano jeden rodzaj kawy, dziś znany pod nazwą Americano, tyle, że wtedy to była zabarwiona na kolor brunatny woda o śladowym smaku kawy, słowem lura. W tym samym czasie w Polsce zalewano wrzątkiem grubo zmieloną kawę, które dawała napój zwany „siekierą”, do dziś nie wiem dlaczego, podejrzewam, że sugerowała wystarczającą moc by zabić. Koneserzy przyrządzali w domu kawę po grecku, arabsku, turecku. Ja dość wcześnie poznałem smak kawy wykorzystując jej podstawowa zaletę, jaka jest niewątpliwie dostarczanie kofeiny pobudzającej umysł i ciało. W szkole średniej kawa pozwalała na czytanie książek do białego rana, w czasie studiów była nieodłącznym towarzyszem całonocnych imprez i gorących dyskusji, w okresie przygotowań do sesji pomagała nadrobić brak pilności w uczęszczaniu na wykłady ćwiczenia dając szansę na dobre przygotowanie do egzaminów. Do kawy mam stosunek bałwochwalczy, nie mogę się bez niej obejść, jestem uzależniony od tego napoju. Obecnie to sprawa psychologii bardziej niż potrzeby dodatkowego zastrzyku energii, skoro piję kawę późno w nocy, przed pójściem do łóżka. Z biegiem czasu staję się coraz bardziej wybredny, znam smak dobrej kawy i nie toleruję złej. Dziś dobrą kawę można pić nie tylko we Włoszech i Francji ale już w zasadzie wszędzie w Zachodniej Europie, ostatnio również w Polsce a nawet w Stanach, gdzie Starbucks dokonał spektakularnego przełomu wprowadzając do sprzedaży, jak na warunki amerykańskie, drogą ale dobrą kawę, umiejętnie przyrządzaną.
Jazda samochodem w czasie naszej podróży pochłaniała nam mniej więcej połowę czasu wyłączając sen, więc kawa była pożądanym towarzyszem, zwłaszcza, że unikamy picia napojów energetycznych, które rozmnożyły się w ogromnej ilości zachowując wciąż tak samo podłą jakość. W przydrożnych barach i restauracjach, stacjach paliw, rzadko można było kupić przyzwoitą kawę i nie pozostało nam nic innego jak przyrządzać kawę samodzielnie. Robiliśmy to na dwa sposoby. Pierwszy to zalewanie kawy rozpuszczalnej w kubkach termoizolacyjnych, które miały stałe miejsce w samochodzie. Starałem się kupować kawę rozpuszczalną lokalnej produkcji, ale było to trudne, ponieważ Nestle (Nescafe) w Ameryce Łacińskiej jest w tym segmencie monopolistą. Wróciłem więc do praktyk z przeszłości i zalewałem wrzątkiem mieloną kawę lokalnego pochodzenia. Tę praktykę rozpoczęliśmy w Gwatemali, gdzie udało nam się zakupić trzy rodzaje doskonałej kawy. Podobnie w Nikaragui, Kostaryce, Ekwadorze i Peru.
Wziąwszy po uwagę wszystko co powyżej, zrozumiałym jest nasza wyprawa do Armenii, która była naszym głównym celem w Kolumbii. Odległość z Bogoty do Armenii wynosi 360 km trasą klasycznej Panamericany, która wiedzie dalej do Cali. Chcąc poznać smak Kolumbii postanowiliśmy pojechać tam samochodem. Trasa okazała się przepiękna, wiodła przez przełęcze na wysokości blisko 4000 m i doliny na poziomie 300 m, tyle, że podróż zajęła nam 10 godzin w jedną stronę. Najbardziej spektakularny jest podjazd o długości 12 km i różnicy wzniesień 2600 m zaraz po opuszczeniu Armenii jadąc w kierunku Bogoty tuż za miasteczkiem Calarca.
Mogłem przewidzieć takie trudności, ale zwiodła mnie magia Panamericany, która w większości krajów przez które przebiega jest główna arterią komunikacyjną. Tak jest i tutaj w Kolumbii, lecz góry robią swoje, powodując zadyszkę u samochodów osobowych i całkowitą utratę tchu u ciężarówek na podjazdach oraz konieczność wolnych zjazdów w trosce o hamulce.
W Armenii z pomocą policji odnaleźliśmy hacjendę El Balso, która została bardzo pozytywnie opisana w artykule New York Times wyszukanym w Internecie. Nie zawiedliśmy się, hacjenda i finca dają bardzo dobre wyobrażenie na czym polega uprawa kawy i życie na plantacji. Spędziliśmy tutaj zaledwie jedną noc, ale pobyt będziemy zapewne długu wspominać. Zdecydowaliśmy zostać na walentynkową kolację na farmie, kiedy się okazało, że żona zarządcy plantacji może przygotować posiłek tak jakby to robiła dla właścicieli (cafeteros). Pojechaliśmy więc do Armenii by zakupić dobre wino, co zabrało nam 1,5 godz., ale zdobycz była tego warta – Castillo de Molina Reserva Cabernet Sauvignon 2005. Kolacja była znakomita i wino też przednie. Sen przyszedł szybko po pełnym wrażeń dniu. Nazajutrz zwiedziliśmy plantację słuchając wyjaśnień zarządcy Don Fabio, który okazał się doskonałym przewodnikiem i wyjaśnił nam skrupulatnie wszystko co wiązało się z uprawą kawy. Najbardziej zaskakujące informacja, że kawę zbiera się przez cały rok w miarę jak dojrzewa na krzewach, więc praca na plantacji ma charakter ciągły. Z tego względu nie jest możliwe zastosowanie maszyn. Kawę zbiera się ręcznie. Picking jest najdroższą i wymagającą największych nakładów pracy metodą zbioru. Polega na przemieszczaniu się robotników między ‘alejami’ kawowców i na ręcznym zbieraniu jagód. Czynność tą powtarza się, co kilka tygodni, zbierając owoce najbardziej dojrzałe. Tylko jagody zbierane metodą pickingu nadają się do późniejszej obróbki ziaren na mokro. Ta metoda jest droższa i stosuje się ją głównie do obróbki najlepszego gatunku kawy typy Arabica . Stripping polega na czekaniu aż większość jagód dojrzeje, a następnie zbieraniu ich do koszów. Robi się to przez potrząsanie gałązkami kawowców u nasady, tak żeby spadły tylko najcięższe, a tym samym najdojrzalsze okazy. Jagody zbierane metodą strippingu, nadają się do obróbki na sucho. Metoda ta polega na wrzuceniu jagód do specjalnej maszyny, w której obracające się płyty lub bębny zgniatają owoce, a poddana wysokiemu ciśnieniu woda wypłukuje ziarna z miąższu i łupiny. Na sucho obrabia się głownie kawę typu Robusta. Ziarna kawy suszy się na matach a następnie ręcznie lub maszynowo oddziela ziarna od miąższu. Obrobione ziarna są następnie magazynowane w specjalnie do tego przygotowanych halach. Leżakowanie kawy trwa do dwóch lat i odbywa się z reguły w miejscach uprawy. Po okresie leżakowania surowe ziarna wysyłane są do importera, którego zadaniem jest palenie kawy i dystrybucja w miejscu przeznaczenia.
W El Balso kawowce zajmują połowę z 27 akrów, reszta przeznaczona jest pod uprawę bananów i platanów, które znajdują zbyt w Bogocie i innych dużych miastach. Zagony kawy są przeplatane co polami bananowców.
Europejscy konsumenci traktują banany jako deser, ale w Ameryce łacińskiej roślina ta jest podstawowym składnikiem codziennego jadłospisu. Kolumbia jest ich trzecim światowym producentem. Tutaj, banany przygotowuje się na różne sposoby: duszone, gotowane, na parze, smażone, pieczone; są one najczęstszym dodatkiem do głównego dania obok ziemniaków, manioku, juki.
Smak platanów i bananów jest słodki, intensywny i perfumowany, platany jednak zawierają mniejszą ilość cukru od surowych bananów. Skórka bananów jest żółta, miąższ koloru kości słoniowej jest słodki i smaczny w postaci surowej. Skórka platanów jest zielona i dużo grubsza, a miąższ mączysty i biały.
Po długim rannym spacerze na plantacji El Balso w czasie którego Don Fabio udzielał nam wyczerpujących informacji na temat kawy, bananów i platanów, ich uprawy, zbiorów i zastosowania, pojechaliśmy do odległego o 20 km Parque de Cafe w Montenegro. To coś w rodzaju tematycznego parku rozrywki, którego motywem jest kawa, lecz głównym celem rozrywka, czyli kolej linowa, lunapark i restauracje.
Warning: Invalid argument supplied for foreach() in /wp-content/plugins/simple-lightbox-gallery/simple-lightbox-slider-shortcode.php on line 225