Mt. Blanc 2002

Mont Blanc (wł. Monte Bianco, pl. Biała Góra, 4810,90 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Alp i Europy, potocznie nazywany Dachem Europy (niektórzy, w tym alpiniści zdobywający Koronę Ziemi, przyjmując inne granice Europy niż Międzynarodowa Unia Geograficzna, uważają Elbrus za szczyt europejski i tym samym najwyższy w Europie), położony na terytorium Francji. Granica francusko-włoska przebiega przez pobliski, boczny wierzchołek Mont Blanc de Courmayeur (wł. Monte Bianco di Courmayeur) (4748 m n.p.m.).

Mont Blanc został zdobyty po raz pierwszy 8 sierpnia 1786 r. o godzinie 18.23 przez miejscowego poszukiwacza kryształów z doliny Chamonix, Jacques’a Balmata i doktora Michela Paccarda. Prawie dokładnie rok później szczyt zdobył de Saussure w towarzystwie swego służącego i 18 miejscowych przewodników.

Pierwszego polskiego wejścia na Mont Blanc (a dwunastego w ogóle) dokonał Antoni Malczewski z jedenastoma przewodnikami 4 sierpnia 1818. Jeśli nie liczyć miejscowych przewodników i tragarzy, był on ósmym turystą na szczycie tej góry. Drugie polskie wejście należy do Karola Hoppena z sześcioma przewodnikami i dużą grupą tragarzy. Miało ono miejsce w 1838 r., a Hoppen był 27.-29. turystą na tym szczycie. Prawdopodobnie Hoppen wchodził na szczyt wraz ze wspomnianą Henriette d’Angeville.

Juliusz Słowacki uwiecznił tę górę w Kordianie jako dach świata, miejsce najwyższe kosmicznie – „posąg świata”. Na szczycie postawił Kordiana – swego Polaka-Człowieka idealnego. Pod koniec drugiego aktu Kordian wygłasza na Mont Blanc monolog w nawiązaniu lub odpowiedzi do Improwizacji z Dziadów Adama Mickiewicza.

Krótka wyprawa na Mt Blanc.

Wiosną 2002 roku spędziłem trzy tygodnie w Nepalu na wyprawie z Piotrem Pustelnikiem, który wówczas zdobył swój jedenasty ośmiotysięcznik, Makalu (8463 m). Tam poznałem Darka Załuskiego, który jest doskonałym wspinaczem i filmowcem jednocześnie. Po sezonie urlopowym, na spotkaniu poświęconym planom kolejnej wyprawy Piotra, której celem miało być zdobycie wierzchołka Manaslu (8156 m), postanowiliśmy wybrać się na weekend do Francji, aby wejść na szczyt Mont Blanc.

W środę 16 października, późnym popołudniem, wyruszyliśmy z Piotrem Pustelnikiem samochodem z Łodzi. Jadąc na zmianę, dotarliśmy następnego dnia na śniadanie do Chamonix. Darek Załuski dojechał tutaj z Włoch, gdzie trenował wspinaczkę na ścianach Dolomitów. Jeszcze tego samego dnia wybraliśmy się kolejką na Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.) i w ramach „aklimatyzacji” spędziliśmy trzy godziny na górnej stacji, znajdującej się na wysokości 3778 m n.p.m.

Następnego dnia wyruszyliśmy bardzo wcześnie rano koleją zębatą (Tramway du Mont Blanc) do Nid d’Aigle (2372 m), a następnie pieszo do schroniska Tête Rousse (3167 m), gdzie zjedliśmy skromny lunch i ruszyliśmy dalej do Goûter Hut. Dość wcześnie położyliśmy się spać, ja, pełen napięcia długo przewracałem się z boku na bok. Schronisko było pełne, a w sypialniach panowała cisza, ponieważ pobudka była planowana, w zależności od wydolności uczestników, już od 2:00. My wstaliśmy później, około 3:00, co napawało mnie obawą, czy dam radę, ponieważ mówi się, że 50% osób nie osiąga szczytu.

W towarzystwie Piotra i Darka czułem się pewniej. Szybko się ubrałem, plecak miałem już spakowany. Dokładnie zasznurowałem buty i ruszyliśmy żwawo. Po dwóch godzinach zaczęliśmy mijać grupy wolno poruszających się wspinaczy. Było zimno i wiał porywisty wiatr. Piotr zapytał mnie o samopoczucie, a ja zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie czuję się najlepiej. Wtedy on zdecydował, że zatrzymamy się na chwilę w schronie Vallot. To blaszany, nieogrzewany, nieprzyjemny obiekt z toaletą. Niektórzy nocują tutaj przed atakiem szczytowym, ale powinni już dawno wyruszyć. Niestety, był tłok, ponieważ inni, podobnie jak ja, poszukiwali chwili wytchnienia. Z trudem znaleźliśmy miejsce wewnątrz, a Piotr, wlał nam po kubku gorącej kawy ze swojego termosu i dodatkowo poczęstował nas czekoladą.

Po 30 minutach wyszliśmy na zewnątrz, było już widno, słonecznie ale wciąż zimno. Czułem się znacznie lepiej i ruszyliśmy dalej. Przed granią szczytową Piotr wyjął linę i połączyliśmy się razem. Szliśmy dalej związani liną w odległości 5 metrów. Wiało, było mroźnie, ale słonecznie. Na wierzchołku byłem szczęśliwy, widok był przepiękny. Nie zostaliśmy tam długo, zdjęcie, uścisk dłoni i na dół.. Schodziliśmy szybko, dotarliśmy w ciągu niecałych trzech godzin do Nid d’Aigle, z przerwą na herbatę z rumem w Tête Rousse.

W Chamonix zjedliśmy uroczystą kolację, ale nie mogliśmy zbyt długo świętować, ponieważ ja następnego dnia leciałem z Zurychu do pracy, a Piotr wracał samochodem sam. To była udana, choć bardzo krótka wyprawa i co ważne zakończona sukcesem zdobycia szczytu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *