Kilimandżaro 2011. Rodzinna wspinaczka.

Rodzinna wyprawa na Kilimandżaro

Rodzinna wyprawa na szczycie Kilimandżaro

Kilimandżaro (Kilimanjaro) – to góra w Tanzanii leżąca przy pograniczu z Kenią. Jest najwyższą górą Afryki i jednym z najwyższych samotnych masywów. W jego skład wchodzą trzy szczyty będące pozostałością po trzech wulkanach: szczyt Uhuru na wulkanie Kibo (Kilimandżaro) – 5895 m n.p.m.; Mawenzi – 5150 m n.p.m.; Shira – 3940 m n.p.m.

Kilimanjaro pojawia się w tytule jednego z najsłynniejszych opowiadań Ernsta Hemingwaya, ale w samej treści znajdujemy tylko jedno zdanie: „przed nimi stał wielki jak świat, wspaniały, olbrzymi, nieprawdopodobnie biały i błyszczący w słońcu kwadratowy szczyt Kilimandżaro.”

Jest to góra naprawdę niezwykła, a droga na szczyt to jedna z najpiękniejszych tras trekkingowych na świecie. Masyw Klimandżaro wypiętrza się na wysokość prawie  6 tysięcy metrów z sawanny położonej na wysokości nieco ponad 1000 metrów n.p.m.

Rozbudowany układ pięter roślinnych – od podnóża: stepy, rzadkie suche lasy, wiecznie zielone lasy górskie, roślinność krzewiasta, łąki górskie, wieczne śniegi. Kilimandżaro ma dużą różnorodność typów lasów na wysokości 3000 m, zawierających ponad 1200 gatunków roślin naczyniowych. Regiel lasów wiecznie zielonych występuje na wilgotnym, południowym zboczu. Lasy krzewów z rzędu malpigowców i jałowców rosną na suchym stoku północnym. Lasy wrzośców piętra subalpejskiego na wysokości 4 100 metrów są najwyżej położonymi lasami w Afryce. Pomimo ogromnej różnorodności biologicznej, ilość endemitów jest niewielka.

Barafu Camp. W tle Kilimandżaro i kopuła szczytowa, czyli Kibo, która jest najwyższym punktem masywu.

Skład naszej wyprawy na Kilimandżaro uwzględniał opinie, że jest to góra trekkingowa, dostępna dla osób, które chodzą na piesze wycieczki w Tatry i Sudety.  Moja żona, Marzena, była obok mnie najbardziej doświadczonym członkiem zespołu, bo chodziła już na trasach w Mustangu (Nepal), weszła na Mt Whitney w Newadzie, który jest najwyższym szczytem USA poza Alaską, a nawet brawurowo wjechała w Andach Chilijskich samochodem na wysokość 5760 m n.p.m.. Radek nie był pieszo powyżej 3000 metrów, a Pati, jego tajska żona najwyżej weszła na Górzę Parkową w Krynicy Górskiej.
Wybrałem drogę znaną pod nazwą Machame Route, która jest chyba najpiękniejsza spośród tras dostępnych zwykłym turystom i co najważniejsze pozwala na aklimatyzację osobom, które mają niewiele doświadczenia w górach. Jest mniej wygodna, bo w odróżnieniu od Marangu Route, trzeba spać w namiotach, nieść ze sobą kuchnię i zapasy pożywienia. Długość trasy to ok. 100 km – 62 km do wierzchołka, 38 km w zejściu ze szczytu do bramy parku. Pierwsze pięćdziesiąt kilometrów pokonuje się wolno z tragarzami niosącymi bagaże, namioty i pożywienie na cały okres trwania wspinaczki. Trekking trwa sześć – siedem dni. Pięć dni trwa trekking do Barafu Huts, obozu spełniającego rolę bazy do ostatniego etapu na szczyt, który jest położony na wysokości 4662 m n.p.m..  To zwykle wystarcza na szybką aklimatyzację, bo pierwszą noc spędza się w Machame Huts na wysokości 3021 m po wyczerpującym 10 kilometrowym podejściu przy różnicy poziomów 1200 m. W drugim dniu jest do pokonania nieco ponad 5 kilometrów i 800 metrów w pionie. Nocleg na w Shira Caves należy traktować wypoczynkowo przed następnym etapem, który ma prawie 11 kilometrów, najpierw w górę do pięknej Lava Tower położonej wysoko, bo aż na 4627 m n.p.m., by później zejść do Barranco Huts położonego w cudownej dolinie na wysokości 3986 m.  Przed obozem można podziwiać cudowną roślinność wysokich partii gór, w tym niezwykłe kaktusy ogromnych rozmiarów. Obecnie większość wypraw zatrzymuje się następnie w Karranga Valley Campsite położonej nieopodal w odległości 5 kilometrów na wysokości 4034 m n.p.m. Jedyna trudność na tym odcinku to najbardziej stroma ściana na trasie całej wyprawy, włączając atak szczytowy, zwana Breakfast Wall. Ta ściana o wysokości nieco ponad 200 metrów największe trudności sprawia tragarzom, bo nachylenie stoku jest duże, a wspinaczka odbywa się zaraz po śniadaniu. Nocleg w Karranga Valley Campsite ma charakter wybitnie aklimatyzacyjny i wypoczynkowy przed ogromnym wysiłkiem następnych 48 godzin. Droga do Barafu Huts to tylko 3,5 kilometra przy różnicy wzniesień 600 metrów i jest kolejnym spacerem.

Barafu Camp na Kilimandżaro. Barafu Camp jest ostatnim obozem przed szczytem i znajduje się na wysokości około 4 640 metrów n.p.m. To miejsce, z którego większość wspinaczy wyrusza w nocy na ostatnie podejście na szczyt Uhuru Peak, najwyższy punkt masywu Kilimandżaro.
Barafu Camp na Kilimandżaro. W tle widoczny jest szczyt Mount Meru, który znajduje się w Tanzanii, na zachód od Kilimandżaro. Mount Meru ma wysokość 4 562 metrów n.p.m. i jest drugim najwyższym szczytem w Tanzanii po Kilimandżaro.

Wczesna kolacja w Barafu Huts, kilka godzin snu pod napięciem niespokojnych myśli krążących wokół szczytu Kilimandżaro, pobudka o północy, łyk gorącej herbaty i ostatnie wyjście w górę. Atak szczytowy zwykle odbywa się w nocy, wyjście tuż po północy, by po 6-7 godzinach wysiłku, który dla wielu okazuje się zbyt duży, by stanąć na Uhuru Peak (5895 m) o wschodzie słońca.

Lodowiec i śnieg na Kilimandżaro wkrótce będzie należał do przeszłości.

Cała nasza czwórka, niezależnie od doświadczenia i kondycji stanęła na szczycie Kilimandżaro. To było naprawdę wspaniałe osiągnięcie i efekt pracy zespołowej, wsparcia na ostatnim podejściu do Stella Point i w drodze na sam wierzchołek. Kolejny raz mogłem zaobserwować i doświadczyć, że połowa sukcesu to siła mentalna.

Logistyka zejścia jest niecodzienna, bo najpierw schodzi się z powrotem do Barafu Huts na krótki odpoczynek połączony ze spożyciem lunchu, by udać się dalej inną drogą niż uprzednio, zwykle aż do Mweka Camp położonego na 3100 m n.p.m. Ostatni dzień to trzygodzinny spacer do Mweka Gate.

Trekking na Kilimandżaro, który momentami przekształcał się we wspinaczkę, wspominam jako jedno z najpiękniejszych przeżyć w moich wyprawach górskich. Po pierwsze, trasa jest urzekająca krajobrazowo, pogoda w wybranym terminie (Sierpień) jest bardzo stabilna i niezwykle przyjemna (słońce, ciepło w dzień, znośnie zimno w nocy). Po drugie, i to chyba najważniejsze, wchodziliśmy na Kilimandżaro we wspaniałym zespole. Cztery osoby, doskonale się rozumiejące i życzliwe dla siebie nawzajem. To był cudowny zespół, który w komplecie osiągnął szczyt, chociaż nie było to wcale łatwe. Gdy obserwowałem na pierwszych etapach naszą przyjaciółkę z Tajlandii, to jej po prosu współczułem. Po odcinkach marszu, który mnie nie sprawiał najmniejszych trudności, ona kładła się półprzytomna spać, by rano z uśmiechem mi przypominać: „Sławek, zaprosiłeś nas na spacer w góry, a ja nigdy nie czułam się tak wyczerpana, jak wczoraj wieczorem. Ale dziś jestem jak nowonarodzona i idę dalej.” W dniu ataku szczytowego każdy z nas na swoją miarę czuł obawy i niepewność, ale jednocześnie każdy miał determinację, by napierać w górę i wiarę, że się uda. I tak właśnie się stało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *