Potosi – dzień 72


Zobacz dużą mapę

Cerro de Potosi (nazywane potocznie Cerro Rico – Bogata Góra)) to góra o wysokości 4824 m, która zawierała największe na świecie pokłady srebra odkryte w 1544 r. Niemal natychmiast rozpoczęto eksploatację tych zasobów, co pozwoliło wkrótce urosnąć założonemu w 1546 r. miastu Potosi do liczby ponad 200 000 mieszkańców. Wówczas Potosi należało do grona największych miast świata i przewyższało po względem liczby ludności Paryż i Londyn. Aby zapewnić siłę roboczą dla kopalni srebra w Potosi wicekról Hiszpanii Francisco Toledo wprowadził w 1572 r. prawo „la mita” które zobowiązywało każdego mieszkańca królestwa Peru (16 prowincji) w wieku 18-50 do nieodpłatnego przepracowania 4 miesięcy co każde 7 lat. Złoża Cerro Potosi były przez trzysta lat skarbcem Hiszpanii, wydobywane tutaj srebro przyniosło hiszpańskiemu imperium bogazctwo, ale również przyczyniło się do jego dekadencji i upadku.W okresie hiszpańskiego panowania z kopalni Cerro Rico wydobyto 45 000 ton czystego srebra. W pewnym okresie 60 % produkcji światowej srebra pochodziło z Potosi.  Połowa pieniądza kruszcowego będącego wtedy w obiegu na świecie pochodziła z Ameryki Łacińskiej, w większości z Potosi. Warunki pracy i metoda przerobu rudy wykorzystująca rtęć powodowały, że cena produkcji srebra była przerażająca. Historycy szacują, że przy wydobyciu rudy i jej przeróbce zginęło niewyobrażalna liczba ok. 8 milionów Indian. „Każda wybite w mennicy Potosi srebrne Peso zostało okupione śmiercią 10 Indian” napisał ksiądz Antonio de la Calancha w 1638 r.

W momencie odzyskania przez Boliwię niepodległości zasoby srebra, wydawało się, były na wyczerpaniu, chociaż zaczęto produkcję cynku i cyny. W latach 50-tych kopalnie w Potosi zostały znacjonalizowane, ale spadek cen i nieudolne zarządzanie spowodowały, że rząd zmuszony był oddać je w ręce stworzonych przez górników spółdzielni, które eksploatują złoża do dnia dzisiejszego. Metody wydobycia niewiele się zmieniły od czasów kolonialnych, za wyjątkiem wykorzystania prostych maszyn i narzędzi elektrycznych oraz użytkowania pomp powietrza pozwalających na poprawę warunków pracy.

W okresie dobrej koniunktury do 2008 r., wysokie ceny na wydobywane tutaj surowce pozwoliły zwiększyć zatrudnienie do ponad 15 000 osób i poprawić zarobki. Wśród górników 20% to członkowie kooperatyw zarabiających relatywnie dobrze, a pozostałe 80% to najemni pracownicy pracujący za grosze.

Wjeżdżając do Potosi wieczorem natknąłem się na czarnego Hummera. Późnym wieczorem, po 23-ciej, wąskie ulice centrum Potosi były całkowicie zablokowane tłumem samochodów, na ulicach gąszcz ludzi w nastroju fiesty. Hostal Colonial w którym chcieliśmy przenocować, głównie ze względu na jego położenie przy placu centralnym, miał pokój tylko na jedną noc w cenie prawie dwukrotnie wyższej niż w La Paz i Sucre. Próba negocjacji natrafiła na twardy opór, więc poddałem się bez walki, zwłaszcza, że hostal miał własny parking, co jest rzadkością.

Tuż przed północą trafiliśmy do polecanej przez obsługę naszego hostalu restauracji El Meson na rogu Tarija & Linares oddalonej o jedną przecznicę, gdzie z trudem znaleźliśmy zwolniony przed chwilą, jeszcze niesprzątnięty stolik. Kelnerzy na koniec dnia byli już wyczerpani pracą i bardzo niechętnie reagowali na nasze prośby i pytania, ale po dłuższej chwili zorientowaliśmy się w menu, które pretendowało do miana kuchni lokalnej (boliwijskiej). Nasi znajomi Belgowie zamówili dania brzmiące znajomo, my z Marzeną skuszeni perspektywą odmienności zjedliśmy zupy ziemniaczaną z kurczakiem (dieta de pollo a la criollo), zupę z jagnięciny na ostro oraz ja dodatkowo stek z mięsa alpaki. Wyszliśmy z mieszanymi uczuciami, lokal zrobiony pod gust zagranicznych turystów, ale wyróżnia go bardzo dobra miejscowa kuchnia, a my niestety doświadczyliśmy nieprzyjaznej, chyba zmanierowanej Lu zmęczonej na koniec długiego dnia pracy obsługi.

Po krótkiej nocy, następnego dnia najważniejszym punktem programu było zwiedzanie kopalni srebra, do której wyruszyliśmy z grupą Francuzów o 9-tej rano. Najpierw krótka podróż mikrobusem do dzielnicy górników, gdzie zgodnie ze scenariuszem programu zwiedzania kopalni dokonaliśmy zakupu obowiązkowych prezentów (liście koki, laski dynamitu i nitrogliceryna) i przebraliśmy się w odzież i buty odpowiednie do wejścia do podziemnych korytarzy. Następnie mikrobus wspiął się na zbocze Cerro de Potosi na wysokość 4600 m i wysiedliśmy przed wejściem do jednego z chodników kopalni eksploatowanej prze jedną z największych kooperatyw w Potosi. To co zobaczyłem całkowicie zbiło mnie z nóg. Plac pełen zdezelowanych wagoników do transportu rudy pamiętających jeszcze XIX wiek, grupki robotników snujących się tu i tam, niektórzy zajęci naprawą, która wyglądała na beznadziejne zabijanie czasu. Osłupiałem, gdy z czeluści chodnika kopalni wyłonił się wagonik wypełniony 1000 kg rudy, pchany przez czwórkę górników, który następnie wykoleił się na zdezelowanym torowisku prowadzącym ku platformie zsypowej położonej na stromym zboczy zboczu góry. Posługując się żelaznymi drągami, ogromnym wysiłkiem udało się tej czwórce ustawić wagonik z powrotem na szynach a następnie wysypać rudę z platformy do sztolni, której wylot prowadził wprost na ogromny samochód-wywrotkę. Widok był fascynujący z kilku powodów. W dole kilkaset metrów niżej widoczne było miasto Potosi, wysypywana ruda trafiała jakby w otchłań, a jedynym realnym odniesieniem tego obrazy był ogromny wysiłek rysujący się na twarzach górników. Mam nadzieję, że zdjęcia chociaż w części oddadzą magię tej chwili i część doznanych wrażeń.

Obecnie w kopalniach Cerro Rico pracuje ok. 1500 osób, 10 razy mniej niż przed dwu laty, kiedy koniunktura gospodarcza napędzała ceny srebra, cyny i cynku i nawet pomimo tak prymitywnych sposobów wydobycia można było tu dużo zarobić. Nasz przewodnik z dumą opowiadał, że w Potosi jeździ 12 Hummerów, które są własnością górników najwyżej ustawionych na drabinie struktury działających w Potosi kooperatyw. Szybkie pieniądze, natychmiastowa konsumpcja na pokaz, a sposób eksploatacji taki jak nigdzie na świecie. Nieodparcie przyszła mi do głowy myśl, że to być może ostatnie duże pieniądze zarobione w Potosi, bo w rzeczywistości kopalnie, wydobycie tymi metodami nie może być opłacalne, poza wyjątkowymi okresami spekulacyjnego wzrostu cen. Cerro Rico ma jeszcze ogromne zasoby srebra, cynku, cyny i innych metali, lecz opłacalność wydobycia ściśle się wiąże z metodami eksploatacji. Potrzebne są znaczne nakłady inwestycyjne, których kooperatywy nie są w stanie ponosić. Przeszłość Potosi, tragiczna i chwalebna jednocześnie uzależniona była od kopalń Cerro Rico. Przyszłość Potosi w dużym stopniu to też Cerro Rico – wszystko zależy stworzenia odpowiednich warunków dla niezbędnej modernizacji i funkcjonowania przedsiębiorstw zajmujących się wydobyciem rudy i jej przeróbką. Po odzyskaniu przez Boliwię niepodległości kopalnie były prywatne, następnie znacjonalizowane i na powrót quasi-prywatne. Obecne trendy do nacjonalizacji kluczowych gałęzi przemysłu i gospodarki reprezentowane przez Prezydenta Evo Moralesa nie dają jednoznacznej odpowiedzi, co dalej z Potosi.

Miasto Potosi i kopalnie zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1987 r.