Kontynuując naszą podróż w Peru jako Off Gringo Trial, Cordillierra Blanca była oczywistym celem. Jadąc z północy Panamericaną zdecydowałem, że dotrzemy tam przeprawiając się znad Pacyfiku przez Cordilliera Negra off road wzdłuż rzeki Rio Santa drogą zbudowaną przed wielu laty dla eksploatacji złóż mineralnych oraz budowy zapory Canyon del Pato.
Karnawał w Huanchaco kończył się w sobotę w przeddzień naszego planowanego wyjazdu w góry. Zdyscyplinowani położyliśmy się do łóżka 00.30 po obejrzeniu kilkunastu Królowych Karnawału w najbardziej wymyślnych kategoriach rezygnując z udziału w zabawie po zakończeniu przejazdu/przemarszu orszaków bulwarem nadbrzeżnym. Po zjeździe z Panamericany w miejscowości Santa jakość drogi nie uległa zmianie. Nową nawierzchnią asfaltową można obecnie dojechać do Chucuiquara. Dotarliśmy tam w ciągu 50 min z Santy. Pełne zaskoczenie. Zamiast przygody, która na dwa dni przed wyruszeniem powodowała u mnie lekkie skurcze żołądka, bowiem opisy w niektórych przewodnikach (np.Peru, Moon) mroziły krew w żyłach, droga jak stół. Po doświadczeniu drogi do Cajamarca oczekiwałem najgorszego. Miało być 7-8 godz. a my prawie połowę drogi pokonaliśmy w czasie poniżej godziny! Nie chwal dnia przed zachodem słońca, mówi stare przysłowie. Na końcu miasteczka na drodze czekał zamknięty szlaban. Po kilku minutach urzędnik z Comisario wychylił się z okna, zwolnił sznurek i szlaban podniósł się. Ruszyliśmy, po dwustu metrach droga skręcała na most, który przejechaliśmy z rozpędu. Spojrzałem powtórnie na mapę. Nasza droga do miejscowości Yuracmarca i dalej do Huallanca nie przekraczała w tym miejscu Rio Santa, więc stop i Marzena wybiegła, aby zapytać kierowcy przejeżdżającej obok ciężarówki. Pokręcił głową i pokazał wymownym ruchem w kierunku drugiej strony rzeki. Zawróciliśmy, ale po przejechaniu mostu nie widać było żadnej drogi w górę rzeki. Jedyne co można było zidentyfikować to ścieżka w którą chcąc nie chcąc Marzena wjechała. Za zakrętem poszerzyła się i uznaliśmy, że jesteśmy na właściwym tropie.
Droga szutrowa, miejscami kamienista z rzadka gliniasta nie była trudna dla Rubicona, ale w godzinę przejechaliśmy poniżej 10 km. Po przejechaniu 20 km mocowanie THULE namiotu Maggiolina zaczęło wydawać żałosne dźwięki o zdwojonej sile głosu w stosunku do normy. Okazało się, że jeden ż sześciu uchwytów mocujących namiot do dachu został wyrwany z prowadnicy i wali bezpośrednio w dach Wranglera wykonany ze sztucznego tworzywa grożąc jego złamaniem. To poważna sprawa, mocowanie Maggioliny do hard topu Wranglera nie było sprawdzone, trudno było znaleźć w fabrycznym serwisie info, czy da się zastosować niezbędne do tego uchwyty THULE. Kiedy tylko wyruszaliśmy off road zawsze wsłuchiwałem się w odgłosy stelażu bagażnika dachowego obawiając się o jego stabilność i wytrzymałość. W drodze z Cajamarca wymieniłem jedną śrubę mocującą namiot do stelażu THULE. Ale tym razem awaria była naprawdę poważna. W ciągu pół godziny udało mi się na nowo wprowadzić uchwyt w prowadnicę, ale miałem pełną świadomość, że wobec zniszczeń uchwytu prowadnicy w każdej chwili może on wyskoczyć znowu. Naprawa, wydaje się jest możliwa ale wymaga zdjęcia bagażnika. Teraz ja siadłem za kierownicę i ze zdwojoną ostrożnością ruszyłem w dalszą drogę, która nie była trudna technicznie, tyle że wyboista i wąska. Powoli, mozolnie droga wspinała się w górę razem z Rio Santa. Kanion był wąski, więc dla budowy drogi koniecznym było przebicie wielu tuneli nad samym brzegiem rzeki. Na dystansie 60 km było ich kilkadziesiąt, a budowa musiała kosztować wiele pieniędzy i wysiłku.
Krajobrazy Cordilliera Negra są wspaniałe. Przy dobrej słonecznej pogodzie można było zaobserwować góry we wszystkich odcieniach szarości, brązu, czerni i czerwieni. Przejazd 60 km z Chucuiquara do Huallanca zajął nam bite cztery i półgodziny. Później zaraz za Huallanca wjechaliśmy do Kanionu del Pato, gdzie ściany Cordilliera Negra stały się wysokie na kilkaset metrów, wąskie na kilkadziesiąt, a wąska droga prowadziła brzegiem w połowie pomiędzy niebem a ziemią. Dużą część drogi stanowią tunele w których nie sposób nie doznawać uczucia klaustrofobii, bowiem są tak ciasne. O 16.15 dotarliśmy do Caraz i zdecydowałem, że zostaniemy tu na noc, chociaż początkowo planowałem nocleg nad Lagunas Llanganuco.
Hostal Los Pinos jest położony przy placu Parque San Martin w nieznacznym oddaleniu od Plaza de Armas. Panorama Andów widoczna z podwórza jest porywająca. Jesteśmy jedynymi gośćmi w tym dobrze utrzymanym hostalu. To duży kolonialny budynek z patio, ogrodem i wieloma zakamarkami, które sprawiają, że jest bardzo przytulny. Marzec w Cordilliera Blanca to niski sezon, goście z całego świata zjeżdżają się tutaj dopiero w czerwcu-sierpniu.