Teotihuacán – dzień 6


Zobacz dużą mapę

SL

Nazajutrz wczesnym rankiem spacer po starym mieście, zwiedzanie zabytkowej katedry i natychmiastowy wyjazd, bowiem zamierzaliśmy przejechać prawie tysiąc kilometrów i zatrzymać się na nocleg w Teotihuacan, który był naszym pierwszym wielkim zabytkiem na trasie.  Na początek pomyłka, GPS Garmin NUVI 550 i nowa mapa Meksyku 2008 wyprowadziły nas na autostradę MEX57. Zorientowaliśmy się, że to nie Panamericana, dopiero po przejechaniu ok. 30 km.  Po dłuższej dyskusji i rozparzenia wielu za i przeciw pozostaliśmy na drodze wiodącej przez San Luis de Postosi i Queretaro, główne ze względu na jakość tej drogi, która jest w większości czteropasmową autostradą, podczas gdy MEX85 głównie dwupasmową drogą.

Do Meksyku dotarliśmy już wieczorem i wtedy  okazało się, że GPS Mapa Meksyk 2008, to wersja beta, z wieloma błędami. Zamiast po obwodnicy, wjechaliśmy w miasto i tutaj zaczął się horror. Mając koniec języka za przewodnika zawróciliśmy i wtedy znalezliśmy się w korku aut wyjeżdżających z Meksyku w piątek wieczorem. Zmęczony zagapiłem się i już widziałem oczyma wyobraźni Rubiego wjeżdżającego w tył jakiegoś zdezelowanego garbusa VW,   wtedy wykonałem gwałtowny ruch kierownicą i znalazłem się na prawym pasie. Nie wiem jak to mogło się stać, że wjechałem w lukę, ja jej nie widziałem, skręt był odruchem obronnym przed kolizją kiedy rozpędzony nie mogłem wyhamować. Byłem bliski zakończenia wyprawy w pierwszym pełnym dniu pobytu w Meksyku. Bóg czuwał nade mną. Pomyślałem, że chce abyśmy dojechali do końca. Nic nie miałem na swoje usprawiedliwienie.

Spięty do granic wytrzymałości doprowadziłem samochód szczęśliwie do hostalu Posada Sol i Luna Sol w Teotihuacan, gdzie spędziliśmy noc za 1 ceny pokoju w hotelu Ancira. Bardzo przyjemne miejsce, z charakterem. Polecam gorąco.

Właściciel niezwykle uprzejmy i pomocny. Śniadanie na dachu bardzo smaczne. Dla nas niezwykle ważne, że ten hostal miał parking, co dla tego rodzaju noclegowni miejsc jest wyjątkiem.

 

ML

Teotihuancan.

Posada Sol i Luna. Miejsce to, rekomendowane przez mojego ulubionego   …, autora książki „Panamericana”, która była ważnym dla nas źródłem informacji podczas podróży po Ameryce Centralnej. Ta jego rekomendacja,  jak wiele następnych bardzo się sprawdziło. Posada z charakterem, klimatem i bez przesady.

Teotihuancan to pierwsze ruiny, od których zaczęliśmy lekcję historii Meksyku i całego kontynentu amerykańskiego.  Historia ta ma dwa rozdziały: sztuka prekolumbijska i kolonialna.

Sztuka kolonialna to wspaniałe wariacje na temat … z odciśniętym, cudownie egzotycznym duchem i   charakterem rdzennej ludności indiańskiej, a później mieszanki  latynoskiej. Ale o tym później.

Sztuka prekolumbijska, podobnie jak np. grecka usystematyzowana i podzielona została (oczywiście w innych przedziałach czasowych) na okres przedklasyczny, klasyczny i późno klasyczny.

Ale, wracając do Meksyku. Prekolumbijska historia Meksyku to obok powszechnie znanych kultur Azteków i Majów jeszcze bardzo wiele innych ludów, które często pozostawały we wzajemnych kontaktach, korzystały z doświadczeń, wiedzy i zdobyczy naukowych (sic!) sąsiadów, partnerów handlowych, podbitych ludów, poprzedników: od Olmeków nad Zatoką Meksykańską, przez Zapoteków i Mixteków, zajmujących tereny w rejonie dzisiejszej Oaxaki, po cywilizację Teotihuacanu, jaka rozwinęła się na północ od dzisiejszego miasta Meksyk .

Fakty. Cywilizacja Teotihuacanu zaczęła rozwijać się w I wieku ne, by osiągnąć swoje apogeum w wieku VI, kiedy to na obszarze około 20 km zamieszkiwało ponad 20 tys. mieszkańców.  Przyczyną jej upadku okazał się …  jej nadmierny rozwój.  W ramach istniejącej struktury rządzący nie byli w stanie zapewnić wyżywienia i sprawnego funkcjonowania tej organizacji. W efekcie niepokoje  i walki społeczne doprowadziły do jej upadku w VII wieku, a Teotihuacan został opuszczony.

Odkopana jest niewielka, ale najważniejsza część ruin, czyli wzgórze świątynne i pałacowe.  Górują dwie inspirujące piramidy: Sol – najwspanialsza i najwyższa (na którą się można wspinać) oraz Luna. Zwiedzać można też pałace i świątynie: Palacio de Quetzalpapactl, Palacio de Jaguares, Templo de las Conchas Plumadas  oraz obejrzeć z odległości , właśnie restaurowana świątynię – Templo de Quetzalcoatl.

Oscar  – nasz przewodnik uzupełnił naszą wiedzę z przewodnika o parę ciekawych faktów: np.: najwyżsi kapłanie i rody „arystokratyczne”, aby odróżnić się od ludu bandażowali głowy 6-miesiecznym dzieciom, aby nadać im wydłużony kształt, przypominający kolbę kukurydzy – stąd charakterystyczna „głowa z Teotihuacanu”. Trudno polemizować na ile jest to wiedza naukowa, a na ile miejscowa legenda.

Zadziwia rozmach i śmiałość struktury przestrzennej. Dwie główne aleje, będące jednocześnie osiami północ – południe  (Avenida de los Muertos) i wschód – zachód, krzyżują się pod kątem prostym, porządkują i strukturyzują zabudowę całego wzgórza. Pod alejami odkryto system wodociągowo – kanalizacyjny.

Podobała mi się procesja zielonych ptaków w pałacu, fresk z jaguarem na ścianie zewnętrznej  jednej ze świątyń przy Avenida de Los Muertos, patio z krużgankami w pałacu Palacio de  Quetzalpapactl  i  wielkie rzeźby głowy Boga deszczu w Templo de Quetzalcoatl.

Po zwiedzaniu, pomimo wcześniejszych planów, żeby od razu jechać  do Meksyku) zdecydowaliśmy się zjeść w tzw. „strefie żywieniowej” . Zatrzymaliśmy się w strefie nr. 5 (bo było tam drzewo, w cieniu którego zostawiliśmy nasz samochód).  Obiad był pyszny, a zwłaszcza, na moją prośbę zaimprowizowana sałatka z guacamole z pomidorami i cebulą.

Upewniwszy się, że przepisy o ograniczeniu ruchu samochodów w mieście Meksyk nas nie dotyczą ruszyliśmy w kierunku stolicy. Hotel Catedral na zapleczu Katedry, w bezpośrednim sąsiedztwie placu Zocalo okazał się znakomitym kontraktem – cena za jakość i lokalizację) oraz z parkingiem odpowiednio wysokim na nasz samochód.