Meksyk – dzień 7 i 8


Zobacz dużą mapę

W Meksyku byliśmy z przyjaciółmi przed dwudziestu laty. Wtedy podróż zaczynaliśmy od Miasta Meksyk, dokąd przylecieliśmy z Hawany. Aby wówczas wynająć samochód musieliśmy zostawić depozyt, bowiem wtedy jeszcze nie dysponowałem wiarygodną kartą kredytową. To była niezapomniana wyprawa. Nissan Primera z czwórką ludzi na pokładzie przejechał ponad 5000 km w 10 dni, od Meksyku przez Veracruz, Ch iChen Itza, Meridę, Cancun, Puerto Escondido, Acapulco. Będąc w mieście Meksyk mieszkaliśmy wtedy kilka dni w hotelu w tanim hotelu o niezapomnianej nazwie Dyliżans. Cztery osoby w jednym pokoju.

Gdy przed wyjazdem sprawdziłem w Internecie, że ten hotel w dalszym ciągu funkcjonuje i  ma tak samo atrakcyjne ceny, postanowiłem, że tam właśnie zamieszkamy i tym razem. Lokalizacja hotelu jest znakomita, w centrum historycznym miasta, w bezpośrednim sąsiedztwie Placu Garibaldiego, gdzie słynni meksykańscy muzykanci mariachi grają dla publiczności gotowi przyjąć ad hoc zamówienie na imprezę. Hotel niewiele się zmienił, wewnątrz wyremontowany pewnie 10 lat temu, więc nic  nowego widać. Byliśmy gotowi zostać nastawieni do tego miejsca sentymentalnie, ale w ostatniej chwili okazało się, że Jeep z namiotem na dachu nie wejdzie do garażu hotelowego, a na ulicy nie możemy go zostawić. W takim razie, skorzystaliśmy z rad Simona Caldera zawartych w  książce Panamericana. On the Road from Mexico through Central America i pojechaliśmy do Hotelu Catedral, który zaoferował dobrą cenę (60 USD) za bardzo przyzwoity pokój i doskonałą lokalizację na tyłach Katedry. Obsługa niezwykle miła i uczynna. To właśnie dziewczyny z recepcji i concierge gorąco polecili nam restaurację San Angel Inn, dokąd udaliśmy się aby uczcić powrót do Meksyku po dwudziestu latach.

Gdy dotarliśmy na miejsce pomyślałem, że oni dobrze nam życzyli, a skrycie pewnie i sobie polecając nam taka szykowną knajpę. Nie było odwrotu, późna pora, obce miasto, zainwestowaliśmy w taksówkę,  która nas wiozła z centrum 30 min, zostaliśmy. Restauracja wypełniła się gośćmi po brzegi. Bywalcami tego przybytku są ludzie różnego autoramentu, pewnie wszystkich ich można zliczyć do elity, na pewno finansowej. Pomimo, że miejsce trochę pretensjonalne, to jedzenie było doskonałe i miało z pewnością charakter meksykański. Rachunek był wysoki, ale w wielu warszawskich restauracjach zapłacilibyśmy więcej.

Następnego ranka, obowiązkowe uczestnictwo we mszy św. w Bazylice Najświętszej Marii Panny z Gwadelupy. To było niezwykłe przeżycie modlić się w tłumie Indian przybyłych z pielgrzymką z daleka. Wszyscy odświętnie ubrani, uduchowieni, poważni.  Po mszy na placu spożywali rodzin posiłek wyjęty z tobołków i toreb. A my z nabożną czcią zrobiliśmy sobie zdjęcie pod pomnikiem Jana Pawła II ustawionym pomiędzy Nową i Starą Bazyliką. Nasz rodak cieszy się tutaj niezwykłą popularnością i uznaniem. To był również ICH papież.  Nasze zainteresowanie kulturalne w czasie tego pobytu w Meksyku tym razem skoncentrowało się na twórczości Diego Rivery, którego imponującą pracownię odwiedziliśmy najpierw , by później móc podziwiać jego dzieła w Palacio Nacional, Palacio de Las Bellas Artes oraz Diego Riviera Murals Museum . W tym ostatnim znajduje się najbardziej imponujący mural Sueño de una tarde dominical en la Alamaeda Central (Niedziela po południu w Parku Alameda). Murale w jego wykonaniu cieszą się w Meksyku niezwykłą renomą i słusznie. Jego burzliwy związek z Fridą Kahlo dodaje mu tutaj popularności. W końcu to Meksyk, uczucia mają większe znacznie niż gdzie indziej. Frida była kobietą o mocnej i wyjątkowej osobowości, co nadawało temu związkowi niezwykły, jak na ten kraj charakter.