Kanion Colca i Cabanaconde – dzień 66-67


Zobacz dużą mapę

Arequipa i Chivay doskonale pamiętają i doceniają wyczyn szóstki Polaków, którzy jak sami Peruwiańczycy mówią, a powtarzają za nimi wszystkie przewodniki zdobyła i odkryła dla Peru i świata Colca Canion najgłębszy kanion na świecie. Wyprawa „Canoeandes 79” wyruszyła z Cabanaconde (chociaż chwali się tym Chivay, gdzie stoi obelisk upamiętniający osiągnięcia wyprawy) Chivay w maju 1981 roku, po wielu perypetiach, przygodach w Meksyku, USA i krajach Ameryki Środkowej. Członków wyprawy przyjął Prezydent Peru wykazując doskonałą intuicję, bowiem wyczyn Polaków otworzył Region Kanionu Colca dla światowej turystyki, czyniąc go jednym z najważniejszych celów podróży turystycznych Peru.

Kanion Colca uznawany jest za najgłębszy kanion na świecie (3400 m), chociaż co do tego są różne zdania, bowiem znajdującemu się w sąsiedztwie Cotahuasi Canyon zmierzono głębokość 3500 m, ale za to Colca jest najbardziej znanym i najpiękniejszym miejscem stworzonym przez człowieka i naturę, gdzie splata obezwładniające piękno przyrody i dzieło rąk ludzkich (tarasy uprawne i małe miasteczka leżące na obrzeżach).

Oczywistym celem naszej wyprawy było Cabanaconde, do którego dotarliśmy późno wieczorem w całkowitych ciemnościach, ponieważ wcześniejsza burza zerwała trakcję elektryczną. Na fatalnej drodze (25 km), zaraz po zjechaniu z Panamericany Sur za Arequipą, zgubiliśmy rowery nie zauważając tego nawet. Dopiero po przejechaniu kolejnych 60 km i przełęczy na wysokości 4300 m npm, niedaleko Chivay, przy zmianie, kiedy Marzena przejmowała kierownicę, zobaczyłem, że bagażnik rowerowy uległ uszkodzeniu i rowery wypadły. Po chwili zatrzymał się peruwiański ambulans, którego kierowca przekazał nam informację, że rowery zostały zabrane przez inny samochód jadący w kierunku Cuzco i podał jego rejestrację. Przy wjeździe do Chivay zatrzymaliśmy się przy posterunku policji chcąc prosić o pomoc. Po chwili nadjechała Toyota Hiace z naszymi rowerami na dachu. Po krótkich negocjacjach z udziałem policji odzyskaliśmy rowery, które są uciążliwe w transporcie (bagażnik mocowany do tylnego haka uniemożliwia otwieranie drzwi, off road jest wolniejszy), ale przydatne w mieście i dają wiele frajdy w górach. Naprawa bagażnika w warsztacie „ Taller El scientifico” zajęła trochę czasu, więc malowniczą drogę do Cabanaconde przebyliśmy po zapadnięciu zmroku mając nadzieję, że w drodze powrotnej nadrobimy straty.

Nazajutrz wyruszyłem solo na wyprawę na dno kanionu z zamiarem wejścia z powrotem tego samego dnia. Przewodniki określają czas zejścia na 3 godz. i wejścia na 6 godz. Zszedłem w 1,5 godz i po godzinnym relaksie w Paraiso Lodge udało mi się wrócić do hotelu w Cabanaconde w 2,5 godz. Nie wiem czy ja jestem taki mocny, czy przewodniki z zapasem podają czasy wędrówek. Marzena w tym czasie udała się na trekking do punktów widokowych na krawędzi kanionu, co zajęło jej tyle samo czasu co moja wyprawa.

Następnego dnia wyruszyliśmy relatywnie wcześnie na spotkanie kondorów na Cruz del Condor. To co się tam zdarzyło może opowiedzieć tylko Marzena, a dodatkowym dowodem niezwykłych przeżyć są zdjęcia wykonane przez nią, zamieszczone w albumie.

ML

Opuszczając Canion Colca oczywiście w planie mieliśmy ponowne spotkanie z kondorami. Ponowne, bo już poprzedniego dnia szybowały wysoko ponad naszymi głowami i tak najczęściej, a właściwie prawie zawsze wyglądają spotkania z nimi. Tym razem jednak, po kilku dniach deszczowej pogody, kiedy to gęste chmury wisiały w kanionie nareszcie zaświeciło słońce. Było ciepło i cudownie. Canion Colca to zaczarowane, przepiękne miejsce. Okazało się, że również kondory cieszyły się wspaniałą pogodą. Najpierw z odległości 20 – 30 m mogłam obserwować wielkiego, pięknego, dorosłego Kondora, który siedział na skale poniżej krawędzi kanionu i czyścił sobie skrzydła. Potem powoli ruszył do lotu, poszybował w zaczarowanym tańcu radości z 7, może 8 innymi kondorami. Nie wiedzieliśmy gdzie i jak patrzeć. Były ponad nami i poniżej nas, znikały i ponownie się pojawiały. Przyglądaliśmy się im jak zaczarowani. Chodziliśmy na palcach i mówiliśmy szeptem, żeby nie zepsuć tego wspaniałego widowiska. Mój Kondor po jakimś czasu wrócił na swoją ulubioną skałę i znów obserwowałam go rozanielona. Żeby mało było tych wrażeń po jakimś czasie wrócił z samicą.

Drogę powrotną przejechaliśmy północną stroną kanionu przekraczając Rio Colca przez Puente del Inca w Chivay. Północna strona kanionu jest urzekająca pięknem tarasów uprawnych i relatywnie zamożnych i zadbanych miasteczek (Madrigal, Lari, Coporaque). Na targu w Chivay zakupiłem lokalny ser i kilka pomidorów na drogę, po czym zjedliśmy w pośpiechu pyszną zupę (caldo) z warzywami i kawałkiem wołowiny.

Podróż do Puno przez Juliaca wiedzie przez Reserva National Aguadas Blancas to niezwykłe przeżycie estetyczne. Na wysokości 3600-3800 m npm rozciąga się płaskowyż porośnięty szorstką trawą ichu o fosforyzującym jasno-zielonym kolorze, wypełniony oczkami białych jezior. Stada różnokolorowych lam i alpak urozmaicają krajobraz. Gdzieniegdzie można zobaczyć płochliwe wikunie. Wszystko to stwarza niesamowicie pozytywne wrażenie i uczucie wysokiej energii z której człowiek może czerpać do woli.