Mt. Whitney 2006 – Rodzinna Wspinaczka

Gdy zacząłem przygotowania do wyjazdu na konferencję bankową w Los Angeles, gdzie miałem wygłosić wykład na temat case study mBanku, wpadłem na pomysł, aby wykorzystać tę okazję na zdobycie Mt. Whitney w Sierra Nevada. W tym rejonie jako ratownik górski pracował Don Bowie, którego poznałem kilka miesięcy wcześniej podczas wspólnej wspinaczki na Cho Oyu w Himalajach. Po krótkiej rozmowie telefonicznej doszliśmy do wniosku, że warto spróbować wejścia na szczyt w rodzinnym gronie – z moją żoną Marzeną i synem Filipem. Don obiecał towarzyszyć nam, zapewniając, że razem damy radę osiągnąć cel.

Mount Whitney to najwyższy szczyt w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych, wznoszący się na wysokość 4,421 metrów nad poziomem morza. Mount Whitney jest typowym szczytem alpejskim, z charakterystycznym, ostro zarysowanym grzbietem, który przyciąga wspinaczy z całego świata. Szczyt ten jest częścią pasma górskiego Sierra Nevada, które rozciąga się na długości ponad 640 kilometrów przez wschodnią część Kalifornii. W okolicach szczytu nie ma stałych lodowców, co odróżnia Mount Whitney od wielu innych wysokich gór. Warunki śnieżne mogą jednak być trudne, zwłaszcza zimą i wczesną wiosną.

Mount Whitney

15 września spotkaliśmy się w Lone Pine na kolacji w Jake’s Saloon, a następnego dnia przed południem wyruszyliśmy wraz z Filipem i Marzeną do Trail Camp, gdzie planowaliśmy spędzić noc, aby się zaaklimatyzować. Don miał do nas dołączyć na miejscu. Wjechaliśmy z poziomu morza do Lone Pine, które leży na wysokości 1,136 metrów n.p.m., a przed nami było blisko 20 kilometrów marszu i przewyższenie ponad 3000 metrów.

Po około 30 minutach dotarliśmy do parkingu przy Whitney Portal (2,548 m n.p.m.), gdzie zostawiliśmy samochód i rozpoczęliśmy podejście do Trail Camp. Mój plecak był nieco cięższy, ponieważ niosłem dodatkowo dwuosobowy namiot, aprowizację na kolację i śniadanie oraz palnik gazowy Jetboil do gotowania wody. Szlak do Trail Camp ma 11 km długości, przy przewyższeniu 1100 metrów, i prowadzi coraz bardziej skalistą oraz stromą ścieżką, aż w końcu dociera się do obozu zlokalizowanego na wysokości około 3,650 metrów n.p.m.

W drodze do Trail Camp

Pierwsze podejście do Lone Pine Lake (3,011 m n.p.m.) to przyjemna, choć wymagająca czterokilometrowa wędrówka przez zielony teren, której uwieńczeniem jest malownicze jezioro. Zatrzymaliśmy się tam na krótki odpoczynek, bo plan na ten dzień przewidywał „tylko” 10 km i nie mieliśmy ograniczeń czasowych. Po minięciu Lone Pine Lake, szlak prowadzi przez otwarte przestrzenie znane jako Bighorn Park – malowniczy, stosunkowo płaski odcinek, otoczony łąkami i niską roślinnością. Po 1,5 godzinie i przejściu 2,5 km dotarliśmy do Mirror Lake (3,243 m n.p.m.). Za Mirror Lake, szlak zaczyna stawać się bardziej stromy, a krajobraz staje się surowszy, z mniejszą ilością roślinności. Ostatnie podejście do Trail Camp to strome podejście skalistą ścieżką. Po 6 godzinach od wyjścia z Whitney Portal dotarliśmy do celu dnia. Trail Camp (3,700 metrów n.p.m ) to duża, otwarta przestrzeń z jeziorem, skąd następnego ranka mieliśmy ruszyć na szczyt.

W Trail Camp. W tle Mt.Whitney.

Rozbiliśmy namiot w późnym popołudniu, a w międzyczasie dołączył do nas Don Bowie. Przyniósł ze sobą tylko czekan, bez plecaka. Gotując wodę na herbatę na palniku Jetboil, który jak zwykle spisał się znakomicie, rozpakowaliśmy prowiant i zjedliśmy kolację w niebiańskim otoczeniu. Wieczór spędziliśmy na rozmowach, wspominając pobyt w Base Camp Cho Oyu. Don opowiadał, jak nie podołał trudnościom załamania pogody i nie zdołał wejść na szczyt, podobnie jak Piotr Pustelnik, który traktował tę wyprawę treningowo. Piotr Morawski i Peter Hamor dali wtedy radę i zdobyli szczyt. Po długiej rozmowie Don położył się na noc w zagłębieniu skalnym, a my we troje w namiocie. Noc była zimna, Filip i Marzena spali dość dobrze, ja prawie wcale.

Trial Quest

Rano, po spakowaniu namiotu, ruszyliśmy na szczyt. Droga z Trail Camp na Mt. Whitney to długie podejście, przy przewyższeniu 760 metrów, przez 99 Zygzaków (99 Switchbacks) – charakterystyczny element trasy. Po przejściu 4,5 km dotarliśmy do Trail Crest, skąd ścieżka biegnie grzbietem, oferując niesamowite widoki zarówno na wschód, w kierunku doliny Owens Valley, jak i na zachód, w stronę Sequoia National Park. Odcinek ten jest wyjątkowo eksponowany, z wąską ścieżką biegnącą wzdłuż stromych zboczy i przepaści po obu stronach. Mimo że technicznie nie wymaga wspinaczki, wymaga dużej ostrożności.

Na szczycie Mt.Whitney
Na szczycie Mt.Whitney w komplecie.

Szczyt Mt. Whitney jest stosunkowo rozległy i płaski, jak na górskie standardy. Oferuje wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić kilkadziesiąt osób jednocześnie. Najbardziej charakterystycznym punktem na szczycie jest kamienna chatka (Stone Hut), zbudowana w 1909 roku przez Smithsonian Institution, która zapewnia pewien rodzaj schronienia przed wiatrem, choć zazwyczaj jest zamknięta. Podejście jest długie i męczące, ale widoki są oszałamiające. Po 5 godzinach wspinaczki, krańcowo zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi, stanęliśmy na szczycie. Pogoda nam sprzyjała – było słonecznie, bezwietrznie i ciepło.

Porównanie z Mt. Blanc

Ciekawe może być porównanie warunków na szczycie Mt. Blanc i Mt. Whitney, który jest niższy o niespełna 400 metrów. Moje wejście na Mt. Blanc odbyło się również we wrześniu, ale było znacznie chłodniejsze – temperatura wynosiła -20°C i wszędzie zalegał śnieg. Na Mt. Whitney było +15°C, a ja mogłem nawet zdjąć buty, by odpocząć. Różnice te wynikają częściowo z szerokości geograficznej (Mt. Blanc: 45°50′01″N; Mt. Whitney: 36°34′42″N), ale także z klimatu. Mont Blanc znajduje się w klimacie umiarkowanym, z chłodnym klimatem alpejskim, charakteryzującym się dużą ilością opadów, zwłaszcza śniegu. Mt. Whitney leży w regionie o bardziej kontynentalnym klimacie suchym, z gorącymi latami i zimnymi zimami. Choć szczyt Mt. Whitney również doświadcza niskich temperatur zimą, lato jest tam zwykle cieplejsze i bardziej suche niż na Mont Blanc.

Schodząc ze szczytu, na początku Trail Crest, pożegnaliśmy się z Donem Bowie, który został wezwany na akcję ratunkową. My schodziliśmy wolno, coraz wolniej, niezależnie od tego, że trudności na szlaku malały. Tuż przed zapadnięciem zmroku dotarliśmy do Whitney Portal. Skrajnie zmęczeni, ale szczęśliwi, pojechaliśmy do Lone Pine na nocleg.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *